Pokazywanie postów oznaczonych etykietą konkurs. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą konkurs. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 15 marca 2016

Polityka zagraniczna II Rzeczpospolitej – sukcesy i porażki.

                   22 stycznia 1918 roku prezydent Stanów Zjednoczonych Woodrow T. Wilson wydał czternastopunktowe orędzie, którego trzynasty punkt dotyczył Polski: „Powinno być utworzone niepodległe państwo polskie, które winno obejmować ziemie zamieszkane przez ludność bezspornie polską (…)”[1] . W 1795 roku państwo polskie zostało zmazane z mapy świata. Na sto dwadzieścia trzy lata straciło niepodległość. Od pierwszego rozbioru Polacy dążyli do odzyskania niezależności. Zrywy niepodległościowe, powstania, wielka emigracja, powstawanie pierwszych partii politycznych, by w roku 1918 powstała Druga Rzeczpospolita. 16 listopada 1918 roku Piłsudski zawiadomił w telegramie rządy państw uczestniczących w I wojnie światowej oraz państwa neutralne o powstaniu niepodległego państwa polskiego[2]. Jędrzej Moraczewski został pierwszym premierem odrodzonej Rzeczpospolitej, Józef Piłsudski został Tymczasowym Naczelnikiem Państwa, 26 stycznia 1919 roku według ordynacji pięcioprzymiotnikowej miał zostać wybrany Sejm Ustawodawczy, w wyborach tych zwycięstwo odniósł Związek Ludowo-Narodowy. 20 lutego 1919 roku wprowadzono tak zwaną małą konstytucję – najwyższym przedstawicielem Rzeczpospolitej został Naczelnik Państwa – Józef Piłsudski – to on będzie samodzielnie decydować w sprawach polityki zagranicznej[3] .
 
                 Duży wpływ na politykę zagraniczną II Rzeczpospolitej miał system wersalski oraz proces kształtowania się granic nowoutworzonego państwa. Jej podstawowym celem stało się bezpieczeństwo państwa polskiego, które powstało między dwoma gigantami – Niemcami oraz ZSRR. Na kadrę dyplomatyczną Polski złożyli się politycy z zespołu Komitetu Narodowego Polskiego Romana Dmowskiego, Naczelnego Komitetu Narodowego oraz grupy dyplomatów pochodzących z austro-węgierskiej służby zagranicznej. Nie możemy pomijać także Stanisława Pateka czy Augusta Zaleskiego, którzy byli ministrami do spraw zagranicznych ściśle związanymi z Józefem Piłsudskim oraz młodego pokolenia, które także rekrutowało się do służby zagranicznej II Rzeczpospolitej[4]
 
                Pierwszymi sukcesami polityki zagranicznej odrodzonej polski są bezspornie postanowienia traktatu Ryskiego, który zakończył wojnę polsko-sowiecką i ustalił wschodnią granicę oraz Wersalskiego w sprawie granic zachodnich, północnych oraz południowych – Rzeczpospolitej przyznano Wielkopolskę i Pomorze[5]. Na Konferencji Paryskiej Polskę reprezentowali Roman Dmowski oraz Ignacy Paderewski. Jednakże w roku wydania traktatu – 1919 do roku 1926, czyli podczas okresu demokracji parlamentarnej, polską politykę zagraniczną można opisać jako bardzo niestabilną do czego przyczyniły się częste zmiany ministrów, tym samym brak ciągłości działania oraz nieokreślony kształt i kierunek polityki przez walkę głównie Narodowej Demokracji z obozem Józefa Piłsudskiego. Choć poglądy ministrów spraw zagranicznych na politykę różniły się to doszli oni do konsensusu, iż dyplomacja powinna zostać dostosowana do warunków pracy pokojowej oraz opierać się na poszanowaniu traktatów potwierdzających status quo[6]
 
                      Tuż po sukcesie jakim były postanowienia traktatu wersalskiego nadszedł czas na porażkę polityki zagranicznej. Polska została zmuszona do podpisania tzw. małego traktatu wersalskiego, w którym zobowiązała się do przestrzegania praw mniejszości narodowych, te zaś podczas konfliktów mogły odwołać się do arbitrażu Ligi Narodów. Ograniczało to suwerenność państwową – posługując się pretekstem obrony praw mniejszości narodowych inne państwa mogły ingerować w wewnętrzne sprawy Polski[7], która w tej sytuacji jako nowy kraj musiała szybko znaleźć gotowych do pomocy sojuszników.
Z dniem 19 lutego 1921 roku podpisano układ o przymierzu między Polską, a jej tradycyjnym sojusznikiem – Francją. Ów deklaracja o przyjaźni była także układem politycznym z konwencją wojskową, dotyczył on wzajemnej pomocy w razie wojny z Niemcami. W następnym roku Francja podpisuje z Polską także umowę handlową. 3 marca 1921 roku dochodzi do zawarcia polsko-rumuńskiego paktu o wzajemnej pomocy w przypadku agresji ze strony Rosji Radzieckiej. Niestety przymierze to nigdy nie stało się pełnowartościowe. Polska była pozbawiona nowoczesnej gospodarki, więc nie miała możliwości stania się głównym partnerem ekonomicznym Rumunii, która była skłócona z sąsiadami, zapóźniona cywilizacyjnie oraz chwiejna politycznie. Sojusz Warszawy i Bukaresztu był jedynie formalny, ponieważ przedstawiał ograniczoną wartość nawet jako czynnik odstraszania w czasie pokoju. Do sojuszników IIRP zaliczamy także Łotwę, która była wdzięczna za pomoc w wojnie z bolszewicką Rosją.
Saisonstaadt (miasto sezonowe) – takim mianem określały państwo Polskie Niemcy, które od początku nie były zadowolone z powstania nowego kraju. Kanclerz Josef Wirth publicznie powiedział o potrzebie wykończenia Polski, dodał także, że do tego będzie zmierzała jego polityka[8]. Niemieckie poglądy na istnienie nowego państwa, domaganie się rewizji zachodniej granicy RP znacznie zbliżało je do ZSRR. Tym samym 16 kwietnia 1922 roku Niemcy nawiązały formalną współpracę z ZSRR – podpisano układ w Rapallo. Te dwa państwa nawiązały stosunki dyplomatyczne, ich rządy zdecydowały się do rezygnacji z żądań finansowych wobec siebie, było to także tajne porozumienie wojskowe. Traktat ten pomiędzy dwoma największymi wrogami państwa polskiego spowodował znaczny wzrost zagrożenia II RP, przywodził on na myśl dawne porozumienie rosyjsko-pruskie, którego skutkiem były rozbiory Rzeczpospolitej. Spowodowało to specjalne skrytykowanie porozumienia w Rapallo przez rząd polski w oświadczeniu. 
 
                       Wiarygodność Francji jako sojusznika Polski znacznie zmalała po podpisaniu przez rząd francuski „Paktu Reńskiego” na konferencji w Locarno w 1925 roku. Wzięły w niej udział Francja, Niemcy, Belgia, Włochy oraz Wielka Brytania. Zawarty przez Niemcy, Francję i Belgię pakt traktował o nienaruszalności niemieckiej granicy zachodniej z Francją i Belgią, czego gwarantami stały się Wielka Brytania z Włochami – zobowiązały się w razie agresji jednej ze stron udzielić pomocy tej napadniętej. Niemcy jednakże nie chciały zagwarantować swojej wschodniej granicy, zapowiedziały możliwość jej pokojowej rewizji na swoją korzyść. Francja wyraziła zgodę na ten pakt, co poddało wątpliwości jej sojusznicze i przyjacielskie nastawienie do Polski. Największy nacisk na zmianę granic z Polską oraz zmniejszenie reparacji kładł Kanclerz Republiki Weimarskiej oraz minister spraw zagranicznych – Gustaw Strasemann, który w listopadzie 1924 roku stwierdził, że Prusy Wschodnie zostaną pewnego dnia powtórnie połączone z państwem niemieckim. Rok później wybucha wojna celna między Polską, a Niemcami, ze względu na odmowę przez Niemcy przedłużenia klauzuli najwyższego uprzywilejowania i importu węgla polskiego. 
 
                         Stosunki z ZSRR także wciąż były napięte. Odszkodowania, do których Związek Sowiecki zobowiązał się w traktacie ryskim pozostały niespłacane, prześladowano mniejszość polską oraz Kościół katolicki, na terenach Polski władze sowieckie wspierały działania komunistów, a ci otwarcie zajmowali się zwalczaniem polskiej państwowości, rozwinięta była także propaganda sowiecka określająca województwa wschodnie RP terminami Zachodnia Białoruś i Zachodnia Ukraina. Sowieci wspierali oddziały dywersyjne przenikające z ZSRR na ziemie polskie, terroryzujące tamtejszą ludność. Premier Władysław Sikorski złożył wniosek o utworzenie Korpusu Ochrony Pogranicza, który miał na celu zatrzymanie napaści ze strony rosyjskiej. W 1924 roku Polska i ZSRR podniosły swoje przedstawicielstwa dyplomatyczne do rangi poselstw, a rok później strony porozumiały się w kwestii likwidacji konfliktów granicznych, niestety ZSRR odrzucił propozycję układu o nieagresji. Już w 1929 roku zwaśnione strony podpisały tak zwany protokół Litwinowa, w którym wyrzekały się wojny jako środka do rozwiązywania konfliktów. 
 
                                Polska powoli traciła sojuszników. Wyraźnie widać po układach lokareńskich, iż Francja dążyła już od 1925 roku do ograniczenia swoich zobowiązań sojuszniczych wobec Polski. W roku 1929 zaczęła wzmacniać Linię Maginota, umocnienia przy granicy z Niemcami, co jednoznacznie wskazywało na to, że w razie konfliktu polsko-niemieckiego strona francuska ma zamiar zachowania całkowitej bierności. Nie po raz pierwszy okazało się, że polska sympatia do Francji jest niestety jednostronna. Próby bliższego porozumiewania się z Wielką Brytanią także zawiodły, była ona niechętna Polsce od początku jej istnienia, Brytyjczycy traktowali Polskę jedynie jako rzecznika interesów Francji w środkowej Europie, poza tym zawsze dużą sympatią darzyli Niemcy. Relacje z Litwą były napięte przez nieustający konflikt o Wileńszczyznę, dążono do jego pokojowego rozwiązania jednakże nigdy nie doszło do nawiązania jakichkolwiek stosunków. Sprawa Śląska Cieszyńskiego oraz osobista awersja do Polski czeskich przywódców politycznych nie wpływały dobrze na stosunki RP z Czechosłowacją. 
 
                                Choć Polska traciła sojuszników, to także łagodziła sytuację z nieprzyjaciółmi. Podpisano dwa układy o nieagresji – z ZSRR 25 lipca 1932 roku, a z Niemcami 26 stycznia 1934 roku, co zaskutkowało tymczasowym kompromisem między Polską, a jej wielkimi sąsiadami. Marszałek Piłsudski uważał utrzymanie tego stanu rzeczy za priorytet polityki zagranicznej II RP, choć miał wątpliwości co do długotrwałości tych porozumień. Rząd starał się także zachować sojusze defensywne z Francją oraz Rumunią, które w latach trzydziestych XX wieku mogły dać Polsce bardzo dużo w wypadku wojny. W roku 1934 powstało pojęcie polityki równowagi. Stało się to wtedy, gdy władzę przejęli piłsudczycy, którzy postanowili prowadzić bardziej stanowczą i podmiotową politykę zagraniczną niż wcześniej. Na nowy kształt polityki zagranicznej wpłynęła także zmiana na stanowisku ministra spraw zagranicznych, którym teraz był Józef Beck. W duchu tej polityki, rząd polski odrzucał koncepcję współdziałania z Niemcami przeciwko Sowietom, zarówno jak działania z Sowietami przeciw Niemcom, Polska także nie przyjęła francuskich propozycji w sprawie paktu wschodniego, który skierowany był przeciw Niemcom oraz niewątpliwie uzależniłby Polskę od ZSRR. Odrzucono także przez Warszawę niemieckiej propozycji do przyłączenia się do paktu antykominternowskiego. Trzymanie się idei polityki równowagi było wielkim sukcesem polityki zagranicznej lat 1934-1939 II RP, ponieważ zapobiegły podporządkowaniu się interesom ZSRR czy Niemiec. 
 
                        Polsko-niemiecka deklaracja o niestosowaniu przemocy z dnia 26 stycznia 1934 roku przyniosła znaczący awans Warszawy na arenie międzynarodowej, położenie Polski się wzmocniło, a niemieckie roszczenia terytorialne zostały odroczone, nastał także koniec wojny celnej z Niemcami, która trwała od roku 1925. Władze Wolnego Miasta Gdańska zaczęły szanować polskie prawa, a Niemcy skończyły stosować agresywną, antypolską propagandę. Negatywnym skutkiem jest to, że Polska od tego czasu była postrzegana jako sojusznik Hitlera. 
 
                            Warto zwrócić szczególną uwagę na politykę Józefa Piłsudskiego po przewrocie majowym, czyli zbrojnym zamachu stanu, który miał miejsce w Warszawie w 1926 roku. Celami Józefa Piłsudskiego było nie tylko umocnienie pozycji międzynarodowej Polski, ale także osłabienie imperializmu radzieckiego poprzez zbudowanie za wschodnią granicą bloku państw połączonych federacją z Polską. W życie została wprowadzona polityka prometejska, która wspierała działalność ukraińskich, kozackich i kaukaskich organizacji oraz idea „międzymorza” – czyli stworzenie wcześniej wspomnianej federacji państw Europy Środkowo Wschodniej pod przewodnictwem państw antykomunistycznych. Trzy lata po przewrocie rząd polski podpisał z ZSRR, Estonią, Łotwą i Rumunią protokół Maksima Litwinowa o niestosowaniu przemocy w dochodzeniu swych pretensji terytorialnych.






WSTĘP:
[1] – A. Garlicki – „Pierwsze lata drugiej Rzeczpospolitej” str. 2
[2] – A.Dziurok, M.Gałęzowski, Ł.Kamiński, F.Musiał „Od niepodległości do niepodległości Historia Polski 1918-1989” str.22-24
[3] – A.Garlicki – „Pierwsze lata drugiej Rzeczpospolitej” str. 19-28 , 31, 36-44

ROZWINIĘCIE:
[4] – W. Michowicz „Organizacja polskiego aparatu dyplomatycznego w latach 1918-1939, Historia dyplomacji polskiej” str. 5-78
[5] – S.Sierpowski „ Polityka zagraniczna Polski międzywojennej” str. 3-6
[6] – W.Roszkowski „Historia Polski 1914-2004” str. 21-25
[7] - A.Dziurok, M.Gałęzowski, Ł.Kamiński, F.Musiał „Od niepodległości do niepodległości Historia Polski 1918-1989”str. 26-32
[8] - A.Dziurok, M.Gałęzowski, Ł.Kamiński, F.Musiał „Od niepodległości do niepodległości Historia Polski 1918-1989”str.66


wtorek, 16 lutego 2016

"Niech żyje major Łupaszko!" - historia dziewczyny wyklętej.

Historia Danuty Siedzikówny ps."Inka", młodej, odważnej nastolatki, odpowiedzialnej kobiety, posłusznego żołnierza, dziewczyny wyklętej. Praca nagrodzona pierwszym miejscem podczas corocznych trójmiejskich obchodów dni Żołnierzy Wyklętych. 



                                Było ich ponad 180 tysięcy. W ostatnich dniach wojny na terenie Polski udział w działaniach partyzanckich antykomunistycznych brało około 80 tysięcy. Ostatni z nich – Józef Franczak ps. „Lalek” z oddziału kpt. Zdzisława Brońskiego „Uskoka” zginął w obławie pod Piaskami. Miało to miejsce osiemnaście lat po wojnie. Ginęli w imię polskości. Stawiali opór sowietyzacji Polski, podporządkowaniu jej ZSRR, toczyli bój ze służbami komunistycznymi. Stworzyli niepodległościowy ruch partyzancki. Wyklęci, niezłomni, zapomniani, starci z kart historii. Żołnierze Wyklęci. W świecie brutalności, codziennej walki o przetrwanie, o lepszą, polską, Polskę, ukrywania się i ciągłego strachu, w świecie zdominowanym przez mężczyzn dużą rolę odgrywały kobiety.
                                 Danuta Siedzikówna - „Inka”. Urodziła się 3 września 1928 roku w Głuszczewinie, koło Narewki na Podlasiu. Jej ojciec – Wacław Siedzik - był leśniczym w Olchówce, w 1940 roku został wywieziony podczas pierwszej wielkiej wywózki mieszkańców Kresów na Wschód przez Sowietów. Udało mu się stamtąd przedostać do nowo formowanej armii Andersa, trzy lata później zmarł. Mama Danuty - Eugenia Tymińska została zamordowana przez Gestapo w lesie pod Białymstokiem w 1943 roku za współpracę z polskim podziemiem. Miała dwie siostry – Wiesławę oraz Irenę. Uczyła się wraz z siostrą w szkole powszechnej w Narewce, to w niej poznaje Inkę, dziewczynę, która stała się inspiracją pseudonimu Danki. Grała na gitarze, śpiewała w chórze kościoła parafialnego, jeździła konno, bawiła się z rówieśnikami. Dorastanie, poznawanie siebie i odkrywanie świata w brutalny sposób przerwała jej wojna. Dwa dni przed jedenastymi urodzinami Danuty, w piątek, o godzinie 4:45 niemiecki pancernik szkolny „Schleswig-Holstein” rozpoczął ostrzał Westerplatte, Wojskowej Składnicy Tranzytowej na terenie Wolnego Miasta Gdańska. Młoda Danuta nie zdawała sobie jeszcze wtedy sprawy, jaki wpływ będzie to miało na jej przyszłość.
                               Po aresztowaniu matki dziewczynki zostały pod opieką babci. Danka z babcią i siostrami ostatni raz zobaczyły Eugenię, która przebywała w więzieniu w Białymstoku. Pobita, opuchła, zmaltretowana przez Niemców kobieta sprzątała podwórze, powoli, wykonując swą pracę podeszła do dziewczynek czekających przy bramie. To tam po raz ostatni powiedziały matce, że ją kochają. Eugenia zdawała sobie sprawę, że jest to pożegnalne spotkanie. Próbowała dodać swoim dzieciom otuchy, prosiła, aby były dzielne, posłuszne babci. „Wojna nie będzie trwała wiecznie” - mówiła. Widok pobitej, bezzębnej, skatowanej przez Niemców matki towarzyszył Danucie przez cały okres wojny. Dwunastolatka pragnęła pomścić ukochaną mamę. Ostatnim śladem życia Eugenii był gryps – strzęp karteczki od nabożeństwa - „Szczęśliwy i nie zna kaźni, kto w Pańskiej żyje bojaźni. Najmilsza jemu jest droga iść według przykazań Boga”. Kilka dni po piętnastych urodzinach Danuty w lesie pod Białymstokiem rozstrzelano Eugenię Siedzik.
                                 Wstąpienie do Armii Krajowej nastąpiło po zamordowaniu przez Gestapo matki Danki. Miała zaledwie piętnaście lat kładąc swe ręce wraz z młodszą siostrą Wiesławą na święty Krzyż, znak męki i Zbawienia w obliczu Boga Wszechmogącego i Najświętszej Marii Panny Królowej Korony Polskiej. Przysięgały być wierne swej Ojczyźnie, Rzeczpospolitej Polskiej, stać nieugięcie na straży Jej honoru i walczyć ze wszystkich sił, aż do ofiary ich życia. Obiecały bezwzględne posłuszeństwo Prezydentowi Rzeczpospolitej i rozkazom Naczelnego Wodza oraz wyznaczonemu przezeń dowódcy Armii Krajowej, a także dochowania tajemnicy niezłomnie, cokolwiek by ich spotkać miało. Po odbyciu szkolenia medycznego Danuta Siedzikówna została sanitariuszką czwartego szwadronu odtworzonej na Białostocczyźnie 5 Wileńskiej Brygady AK, zwanej także jako „Brygada Śmierci”. Przyjęła pseudonim „Inka”. Jako sanitariuszka podjęła służbę w oddziale „Konusa”, później pracowała w szwadronach porucznika Jana Mazura „Piasta”, porucznika Mariana Plucińskiego „Mścisława”, a także porucznika Leona Beynara „Nowiny”. Po rozpuszczeniu oddziału przez mjr „Łupaszko” do cywila wszyscy musieli się ukrywać. UB było na jej tropie. Komuniści aresztowali Wiesławę, starszą siostrę Inki. Nie ona jednak była ich celem, ponieważ szybko zwolnili ją z aresztu, mieli nadzieję, że ta doprowadzi ich do młodszej siostry.
                                  Dankę ukrył jej ojciec chrzestny – Stefan Obuchowicz, leśniczy. Dzięki niemu dostała pracę w leśnictwie Miłomłyn niedaleko Ostródy. Dziewczyna przez kilka miesięcy wiodła spokojne, normalne życie. W 1946 roku dowódca jednego ze szwadronów „Łupaszki” - podporucznik Zdzisław Badocha „Żelazny” nawiązał kontakt z Danutą. Powróciła „Inka”. Zaczęła brać udział w akcjach. Wraz z „Żelaznym” i żołnierzami jeździła na likwidacje funkcjonariuszy NKWD i UB. Była ich świadkiem, nigdy uczestnikiem. Słyszała, jak partyzanci krzyczą do ubeków, by błagali o życie. Jeździła czasem całymi dniami po wsiach, nerwowo poprawiała swój malutki pistolecik przypięty do pasa, sprawdzała, czy w razie poniesienia rany ma wszystko, czego potrzeba do opatrzenia żołnierza.
                                  Tymczasem lasy na Pomorzu były przeszukiwane przez grupy bojowe wojska i milicji wsparte oddziałami NKWD i ludźmi z UB. Oddział „Żelaznego”, w którym była Danusia rozbroił liczne posterunki MO, siedzibę UB i ponownie stał się partyzanckim oddziałem pieszym. Porzucili ciężarówkę i błąkali się po leśnych ścieżkach i bezdrożach w celu zgubienia potencjalnej pogoni. Szczególną opieką obdarzał „Inkę” „Mercedes”. Chłopak ten zawsze pomagał jej w trudnych chwilach.
                              „Żelazny” w 1946 roku został ranny podczas obławy UB, gdy wraz z oddziałem odpoczywał w wiejskim domu. Znalazł ich oddział NKWD wsparty ludźmi z UB. Nikt nie został postrzelony, prócz dowódcy. Kula trafiła w jego obojczyk. „Inka” opatrzyła mu ranę. Wzięci do niewoli komuniści zostali rozstrzelani za wiejską stodołą. Danka wzdrygnęła się słysząc odgłosy strzałów oddanych przez „łupaszkowców”. Zastępcą Zdzisława Badochy był sierżant Olgierd Christa „Leszek”.
„Inka” chciała pomóc każdemu, kto był ranny. Bandaże dawała także komunistom, milicjantom. „Niech Bóg da zdrowie” szeptała. Nie widziała nigdy różnicy pomiędzy ludźmi, uważała, że pomagając im, nie robi nic złego. Nie przejmowała się nigdy zgryźliwymi komentarzami kolegów z oddziału.
Partyzanci „Łupaszki” znaleźli nowe bezpieczne miejsce w mieszkaniu sióstr Mikołajewskich w Gdańsku przy ulicy Wróblewskiego. Siostry polubiły Danusię. Hela i Jadzia Mikołajewskie pochodziły z Wilna i nie było to ich pierwsze zetknięcie z konspiracją. Młoda sanitariuszka zajmowała się głównie zakupami medycznymi, uzupełnianiem braków w ekwipunku sanitarnym, kupowała zastrzyki, lekarstwa, opatrunki. Odwiedzała swoją młodszą siostrę, Irkę, w domu dziecka, brata swojej mamy Brunona Tymińskiego, który studiował w Gdańsku.
                                 20 lipca 1946 roku, w nocy, Danuta Siedzikówna została zabrana do siedziby UB. Później komuniści wrócili po siostry Mikołajewskie. Po latach ścigania UB złapało sanitariuszkę „Łupaszki”. Było to dla nich wielkim sukcesem. Umieszczona w pawilonie więzienia V w Gdańsku jako więzień specjalny. Śledztwo kierował naczelnik Wydziału III WUBP w Gdańsku Jan Wołkow i kierownik Wydziału Śledczego WUBP Józef Bik. Do końca pozostała niezłomna. Bita, katowana, poniżana przez tych, którym niegdyś krwawiącym podawała bandaże do opatrzenia ran. Nieugięcie stała na straży honoru i wyzwolenia Ojczyzny, aż do ofiary swojego życia. Im mocniej ją uderzano, tym mniej mówiła. Do celi dziewczyny przychodziła Regina Mordas-Żylińska – konspiratorka, zaufana łączniczka majora. Namawiała Danusię do zeznań. Obiecywała „Ince” wolność za dostarczenie informacji o oddziale „Łupaszki”. Regina była częścią „łupaszkowców”, była stawiana za wzór młodszym dziewczynom w partyzantce. Została aresztowana przez bezpiekę przed Danusią, to ona wydała adres tymczasowego rezydowania oddziału przy ulicy Wróblewskiej. Wzór do naśladowania namawiał teraz do współpracy z komunistami.
                                 Danka zaczęła zeznawać. Myślała, że nie robi nic złego. Przecież tak radziła jej koleżanka z partyzantki – Regina. Na przesłuchaniu wymieniła wszystkich znanych przez siebie żołnierzy: „Leszka”, „Makra”, „Zbyszka”, „Ponurego”, „Mercedesa”, „Zabawę”, „Czajkę”, „Gryfa”, „Mewę”. Powiedziała, jaką bronią posługiwali się partyzanci, gdzie mieli konspiracyjne kontakty. Tej samej nocy do celi „Inki” wpuszczono grupę obcych kobiet – żony milicjantów i ubeków, których mężowie zginęli w walce z żołnierzami podziemia. Dziewczynka została brutalnie pobita, obdarta z ubrania i godności. Po wszystkim kobiety wyszły. W celi Danki panowała cisza. „Inka” była pokryta jedynie strupami, zadrapaniami i sińcami. Więzienna strażniczka – Sabina, przyniosła jej ciepły koc i mokrą ścierkę do obmycia ran, prosiła, by dziewczyna jeszcze trochę wytrzymała.
                                      Trzeciego sierpnia 1946 roku sąd nowej „demokratycznej” Polski wydał wyrok skazujący Danusię na śmierć. Był pogwałceniem nawet komunistycznego prawa, ponieważ miał zostać wykonany na osobie niepełnoletniej. „Inka” odmówiła podpisania prośby do prezydenta o łaskę. Zrobił to za nią obrońca z urzędu. Przed śmiercią przekazała Sabinie jedyny gryps z więzienia skierowany do swojej rodziny. Spowiadał ją Ksiądz Marian Prusak. Nie trwało to długo. Miała tylko siedemnaście lat w dniu egzekucji. Ile grzechów może mieć dziewczyna w tym wieku, która swoją młodość poświęciła, by walczyć o wolną Polskę, w której teraz żyjemy?
                                  Sprowadzono ją wraz z „Zagończykiem” do ciemnej, betonowej piwnicy wypełnionej młodymi adeptami UB przed ochotniczy pluton egzekucyjny. Danuta i Feliks mieli związane z tyłu ręce. Nie zgodzili się na zawiązanie oczu. Prezydent nie skorzystał z prawa łaski. „Po zdrajcach narodu polskiego, ognia” wykrzyknięto. „Niech żyje Polska” odpowiedzieli krzykiem skazańcy w twarz komunistycznym mordercom. Padły strzały. „Zagończyk” upadł. Danusia stała oszołomiona. Młodzi ochotnicy plutonu egzekucyjnego nie potrafili wykonać wyroku na siedemnastolatce. Ich dowódca wyjął swój pistolet i podszedł gwałtownym krokiem do dziewczyny.
                                „Niech żyje major Łupaszko” - po raz ostatni krzyknęła. Sześć dni przed przekroczeniem progu pełnoletności.
                                 Ponieważ żyła prawem wilka, historia o niej głucho milczy. Nastolatka wyrwana z ramion kochających rodziców, rzucona na żer, dziewczyna niezłomna. Bita, poniżana, katowana, zabita w imię Polski. Smutno było jej umierać, ale wiedziała, że zachowała się jak trzeba. Wszystko zaczęło się w piątek. Dwa dni przed jedenastymi urodzinami Danusi. O 4:45. Na Westerplatte.

W ubeckich piwnicach przestrzelone czaszki,
To śpiący rycerze majora Łupaszki.
Wieczna chwała zmarłym, hańba ich mordercom,
Tętno Polski bije w przestrzelonych sercach” ~”Rozstrzelana Armia”





BIBLIOGRAFIA:
  1. Szymon Nowak „Dziewczyny Wyklęte” Fronda

piątek, 5 lutego 2016

„Grzechy chodzą po ludziach – 7 grzechów współczesnego człowieka”

Było już wstawione po angielsku - teraz czas na wersję polską :) - wyróżniona praca na konkursie Muzeum Narodowego w Gdańsku.                         


                             Życie rozpoczyna się w ciszy. Niemym oczekiwaniu. Wylęga się z nicości. Potem jest krzyk, pierwszy, głośny początek nowego istnienia. Chwila radości zdaje się odsuwać od ludzi wszystko co złe. Dorastamy, wpadamy w wir. Pędzimy. Po co? Przecież na końcu nie ma już nic.
                          Kochamy. Przynajmniej tak myślimy. Pusto. Powtarzamy zwrot słyszany od najmłodszych lat. Na początku czujemy się z nim silnie związani, używamy go w całości, wkładając w wymawiane słowa całe serce. Nagle zostaje „ja ciebie też”. Ulotne uczucie wydaje się nam być czymś pewnym, nieprzemijającym, stałym. Myślimy o nim jak o porach roku, które istnieją od zawsze. Uważamy, że nigdy nie zniknie. Właśnie wtedy je tracimy. Powoli. Bezboleśnie. W ciszy. Nagle nie czujemy już nic. Oddalamy się od siebie. Trwamy z drugą osobą, nie darząc jej miłością. Jesteśmy przyzwyczajeni do jej obecności. Bez niej byłoby ciszej, lecz nic nie uległoby zmianie. Trwamy. Nie czujemy. Ufamy. Tracimy. Grzeszymy.
                       Marzymy. Zawsze. Wszędzie. O wszystkim. Często. Tylko. Marzenia pozostają niespełnione. Nie wychodzimy poza strefę komfortu. Spełnianie ich wymagałoby odwagi. Odwaga prowokuje zachowania nieschematyczne. Dlatego się poddajemy. Nie walczymy. Kolekcjonujemy marzenia. Piszemy o nich książki, które grzecznie chowamy do najgłębszej szuflady. Oby nikt ich nie znalazł. Oby nikt nas nie oceniał. Nie chcemy być inni. Jest to niebezpieczne. Straszne. Dziwne. Narażające nas na odrzucenie. Chcemy wyjechać, uciec, zniknąć, ukryć się. Mówić, krzyczeć, zmieniać świat. Ale jedynie marzymy. Nie mówimy. Nie czujemy. Nie realizujemy. Milczymy. Grzeszymy.
                                Ufamy. Za mocno, zbyt często, byle komu. Pragniemy zrozumienia, rozpaczliwie szukamy powiernika. Znajdujemy. Cisza zostaje przerwana chwilą radości. Dzielimy się każdą myślą. Opowiadamy każdy sen. Mówimy o obawach, zauroczeniach, miłości, szczęściu. Nie wyobrażamy sobie dnia bez rozmowy z drugą osobą. Czujemy się bezpiecznie. Ufając, zakochujemy się. Wychodzimy ze swojej strefy komfortu. Jesteśmy nadzy. Narażeni na ból. Obnażając łatwowiernie swoją duszę, stajemy się bezbronni. Właśnie wtedy tracimy wszystko. Ufamy. Kochamy. Stajemy się łatwowierni. Tracimy. Grzeszymy.
                            Tracimy. Wszystko. Wszystkich. Siebie. W ciszy. Nie przeciwstawiamy się, bo uważamy to za bezcelowe. Trwamy w swojej bezpiecznej nicości. Zmiany zostawiamy na później. Przyzwyczajamy się. Tworzymy swoją nową strefę komfortu, z której przez kolejne lata nie będziemy chcieli wychodzić. Milczymy. Porzucamy jakąkolwiek próbę walki. Odwracamy wzrok, zatykamy uszy. Uciekamy, choć nie mamy gdzie. Nie chcemy podjąć działania. Boimy się skutków. Strach przed samym sobą, innymi, odrzuceniem, wyśmianiem, ponownym odrzuceniem góruje nad nami. Chęci zostają stłamszone. Emocje – zabite. Ostatni krzyk sprzeciwu już dawno zmarł. Zostaje cisza. Zgoda na utratę uczucia, zaufania. Nie protestujemy. Nie walczymy. Poddajemy się. Grzeszymy.
                     Poddajemy się. Oddajemy życie walkowerem. Strach zabija naszą pewność siebie. Chcemy chcieć. Tylko chcemy. Zezwalamy innym decydować, zmieniać rzeczywistość, w której żyjemy. Oddajemy innym w opiekę swoje życie. Bronimy się przed odpowiedzialnością. Tracimy samego siebie, poddając się. Wolność zdaje się być tematem felietonów, a walka jedynie motywem filmu. Brak nam siebie. Stajemy się nikim. Niczym. Przeźroczystą plamą. Wyraz zabrał nam strach. Poddaliśmy się. Straciliśmy. Stchórzyliśmy. Zgrzeszyliśmy.
                           Zapominamy. Lata zacierają najgłębsze rany. Nie czujemy. Giniemy. Stajemy się wyblakli jak czarna koszula prana po raz sześćdziesiąty. Wszystko zdaje się być bez wyrazu. Nic nie ma znaczenia. Nie wiemy, jak to jest kochać, ufać, bać się, walczyć, chcieć. Nie wiemy. Nie ma to już znaczenia. Przecież czas na realizację celów już dawno odszedł. W zapomnienie. Przestajemy. Nie walczymy. Stoimy. Trwamy. Grzeszymy.
                       Jesteśmy. Egzystujemy. Niemo. Bez zdania. Chcemy. Nie mamy. Zgadzamy się. Brak nam siebie w sobie. Już za późno. Teraz? Po co. Poddając się lata temu zgubiliśmy siebie. Nie pamiętamy kim jesteśmy. Co lubimy, jak się zachowujemy. Schemat uformował nowego człowieka. Jak dobrze go znasz, lubisz go? To on zabrał tobie - ciebie. Chcemy zmian. Późno. Pędzimy. Po co? Przecież na końcu nie ma już nic. Jesteśmy. Egzystujemy. Czekamy. Na próżno. Chcemy. Za późno. Trwamy. Nie żyjemy. Grzeszymy.
                           Życie ucieka nam przez palce niczym sypki piasek. Nie robimy nic by je zatrzymać. Jesteśmy schematyczni. Robimy to, co wydaje się nam być bezpieczne. Nie ryzykujemy. Z wiekiem stajemy się zachowawczy. Zmieniamy się. Tracimy samego siebie. Z pierwszego krzyku pozostaje jedynie niemy jęk. Cisza. Niema zgoda na wszystko. Tak jest wygodniej. Nie żyć. Nie być. Istnieć. Nie wychodzić na przód. Zostawać. Bezpieczniej jest nie czuć. Prościej jest być łatwowiernym. Nie myśleć. Nie analizować. Łatwiej jest oddać życie walkowerem. Nie walczyć. Poddać się. Stchórzyć. Zapomnieć. Bez wspomnień jesteśmy odarci z tożsamości. Niemi, niewidomi, głusi. Zamiast żyć istniejemy. Powtarzamy. W ciszy. Grzeszymy.


środa, 3 lutego 2016

Sinning


       Life begins in silence. In voiceless waiting. Coming out of nothingness. Then there is a first, loud scream – sign of the new born life. A while of happiness seems to take away all of the bad things. We are growing up, getting ourselves into the rat race. Rushing all the time. Why? There is nothing in the end. 
 
       We love. At least we think so. Repeating phrase that we hear since childhood. At first we feel tied up with those words putting all of us in it, our whole heart. Then it is only “you too” left. The passing feeling seems to be something certain, lasting, permanent. We are taking it for granted just like the seasons. Thinking that it will never disappear. That is the moment when we lose it. Slowly. Painlessly. In silence. We feel nothing. Drifting apart. Being next to other person not giving her even a small amount of love. We just got used to her presence. Without her it would be quiet, but nothing else would change. We are living next to each other. Not feeling anything. Trusting. Losing. Sinning. 
 
       We trust. Too much. Too often. We crave understanding. Desperately looking for a trustee. Finally we find one. Silence gets broken with a moment of happiness. Sharing every thought. Telling about all of the dreams. Talking about fears, love, fascinations, happiness. We can not imagine even a single day without a conversation with this special person. Finally feeling safe. Trusting we fall in love. Getting out of the comfort zone. Standing completely naked. Exposed to a sore. Showing the soul to someone it is easy for them to hurt us. We are vulnerable. That is the moment when we lose everything. Trusting. Loving. Being credulous. Losing. Sinning. 
 
       We lose. Everything. Everyone. Ourselves. In silence. We are not protesting. It seems to be pointless. Remaining in the comfort zone. Leaving changes for later. Getting used to the situation. Creating our new comfort zone and planning not to leave it for the next few years. We are holding our tongue. Not trying to fight. Looking away, putting our fingers in our ears. Running away, but we do not have any place to hide. We do not want to do anything, being scared of effects. Fear stops us. We are scared of ourselves, others, rejection, being laughed at and again being rejected. Desires are getting crushed. Feelings are being killed. Our last scream had been dead for years. The only thing that remains is silence. We agree to lose love, feeling, trust. Not protesting. Not fighting. Giving up. Sinning. 
 
       We give up. Defaulting our own life. Fear is killing our confidence. We want to want. Only. Allowing other people to decide for us and create our reality. Giving them our life to look after it. Running away from the responsibility. Losing ourselves giving up. Freedom seems to be only in books and fight for oneself only in movies. We are lacking ourselves. Starting to be nobody. Nothing. Just like a see-through spot. Our colours got erased by fear. We gave up. Lost. Took fright. Sinned.

We dream. Everywhere. About everything. Often. Only. We leave our dreams not fulfilled. Not getting out of our comfort zone. To make them come true we would need to have the courage. Bravery is the reason of unconventional behaviour. That is why we give up. We do not fight. Collecting our dreams. Writing books about them and then hiding them in the deepest drawer. Hoping that nobody will ever find them, that nobody will judge us. We do not want to be different. It is dangerous. Scary. Weird. We would risk being rejected. We want to leave, run away, disappear, hide. Speak, scream, change the world. But we are just dreaming. Not talking about this. Not feeling. Not making it happen. Being silent. Sinning.

        We forget. Time is healing us. Not feeling. Dying inside. Fading just like the black shirt you are washing for the thousand times. Everything seems to be not as strong as it should be. Nothing has a meaning. We do not know how it feels to love, trust, be scared, fight, want. We do not know. It doesn’t matter now. Our time has passed. In silence. We stop. Giving up. Not fighting. Standing. Lasting. Sinning.

       We are. Existing. Without a word. We want. We do not have. We agree. Lost ourselves in ourselves. It is too late. Now? What for… Giving up years ago we lost our identity. Not even remembering who we are. What we like, how we act. The world formed a new human. How well do you know him? Do you like him? He took you from yourself. We want changes. Too late. Rushing all the time. Why? There is nothing in the end. We are. Existing. Waiting. For nothing. Wanting. Too late. Lasting. Not living. Sinning. 
 
       Life is running out and we are running out of time. Doing nothing to stop it. We are schematic. Doing only the things that seem to be safe. Not risking. Growing up. Becoming more and more conservative. Changing. Losing ourselves. Our first scream turned out to be just a quiet groan. Silence. Silent consent. It is easier. Not living. Not being. Existing. Not playing the first fiddles. Leaving. It is safe not to feel. Being naïve is simpler. Not thinking. Not analysing. Giving up on our own life. Not fighting. Losing our bottle. Getting rid of our identity without any memories. Wordless, blind, deaf. Instead of living we are existing. Repeating. In silence. Sinning.



sobota, 31 października 2015

Praca na olimpiadę historyczną 2013/14




Droga do nowoczesności Stanów Zjednoczonych Ameryki Północnej, wiek XIX.

                           Stany Zjednoczone Ameryki Północnej graniczą od północy z Kanadą, od południa z Meksykiem, Oceanem Spokojnym od zachodu, Oceanem Arktycznym od północnego zachodu oraz Oceanem Atlantyckim od wschodu. Kraj ten został odkryty przez Kolumba w 1492 roku, choć wcześniej także do jego portów dobijało wiele statków Wikingów i wydalonych na Grenlandię Islandczyków. Od XVI wieku trwał wzmożony okres rozwoju cywilizacji oraz osadnictwa. Do dnia 4 lipca 1776 Stanami Zjednoczonymi zarządzali angielscy gubernatorzy. Dzięki zwycięskiej wojnie o niepodległość (1776-1783) koloniści amerykańscy uzyskali niezależność i możliwość decydowania o ustroju swojego państwa. Wraz z 1787rokiem podpisano Konstytucję, co rozpoczęło drogę do nowoczesności Stanów Zjednoczonych Ameryki Północnej. Kraj ten był wtedy podzielony na rozwijające się rolniczo południe oraz rozwijającą się przemysłowo, handlowo i municypalnie północ. W pogodzeniu tych dwóch różnych części Ameryki Północnej leżał jeden z głównych procesów drogi do nowoczesności. Wyrazem tego po części była wojna secesyjna, która toczyła się w latach 1861-1865. Droga do nowoczesności obejmuje także m.in. rozwój systemu bankowości, produkcji nowych banknotów, reformy szkolnictwa, wprowadzenie ustaw dotyczących alkoholu, zmiany w więzieniach, walkę sufrażystek, pierwszy w historii świata konwent praw kobiet, oraz inne czynniki. W dobie I wojny światowej Stany Zjednoczone należą do potęg politycznych decydujących o losach świata co jest wynikiem zjawisk politycznych, ekonomicznych i społecznych zachodzących w społeczeństwie amerykańskim. Zadaniem tej pracy jest właśnie prześledzenie jakie procesy szczególnie przyczyniły się do nowoczesnego charakteru Stanów.
                                   Droga do nowoczesności Stanów Zjednoczonych ma swój początek już w roku 1773, gdy miejsce miała „Bostońska Herbatka”, czyli zatopienie przez Amerykanów angielskiego transportu herbaty. Od tego czasu napięcie stale rosło. Potyczka pod Lexington z 1775 roku, gdzie oddział angielskich żołnierzy natknął się na lokalny amerykański oddział zbrojny, rozpoczęła amerykańską wojnę o niepodległość. Amerykanie pragnęli walczyć o niepodległość, gdyż rosła ich świadomość narodowa i pragnęli się uniezależnić od Wielkiej Brytanii. Sprzeciwiali się oni nadmiernemu wpływowi Wielkiej Brytanii, nakładaniu nowych podatków, oraz ograniczenia ich samorządu i hamowania rozwoju. 4-go lipca 1776 roku przedstawiciele 13 amerykańskich kolonii podpisali Deklarację Niepodległości, tym samym powołując do życia niepodległe państwo- Stany Zjednoczone Ameryki (United States of America, USA). Deklaracja Niepodległości opierała się na oświeceniowych poglądach na wolność i równość wszystkich ludzi:
                                     „Uważamy za niezbite i oczywiste następujące prawdy: że wszyscy ludzie stworzeni zostali równymi sobie; że Stwórca udzielił im pewnych praw niezbywalnych, w których rzędzie na pierwszym miejscu należy postawić prawo do życia, do wolności i do poszukiwania szczęścia”[1]
Wielka Brytania jednak nie uznała powstania nowego państwa, postanowiła stłumić bunt swoich kolonii. Anglicy postanowili stłumić bunt wojną, gdyż mieli dużą i dobrze wyszkoloną armię. Amerykanie zaś nie mogli pochwalić się tak wielkimi siłami jak Wielka Brytania, na czele jednej z ich armii stanął Jerzy Waszyngton. Choć wydawałoby się, że w tej wojnie amerykanie są skazani na porażkę, wcale jej nie ponieśli. W 1777 roku pod Saratogą angielskie siły zostały zmuszone przez siły amerykańskie do kapitulacji. Gdy król Francji, Ludwik XVI dowiedział się o wielkim sukcesie amerykanów postanowił ich wesprzeć i wypowiedział wojnę Anglii. Amerykańska wojna o niepodległość cieszyła się wielkim poparciem oraz zainteresowaniem w Europie, przyciągała wielu ochotników, którzy byli gotowi poświęcić swe życie, aby pomóc amerykanom. W 1781 roku siły francusko-amerykańskie zmusiły do kapitulacji angielskie siły pod Yorktown. Ich przegrana zwiastowała koniec wojny. W 1783 roku podpisano pokój, na jego mocy Anglia uznawała niepodległość Stanów Zjednoczonych. Mimo wygrania wojny Stany Zjednoczone były bardziej rozbite niż połączone, każdy z 13 stanów rządził się według własnych reguł. Dlatego też w roku 1787 delegaci 12 stanów spotkali się na zjeździe w Filadelfii, tam uchwalili Konstytucję Stanów Zjednoczonych. Dokument ten do dziś określa ustrój mocarstwa. Wojna o niepodległość doprowadziła do prawie całkowitego uniezależnienia się od Wielkiej Brytanii, amerykanie wygrali to, że od tamtego czasu pozostali wolnym państwem.
                               W roku 1803, gdy Stany Zjednoczone kupiły ponad 2 600 000 km2 Luizjany oraz port Nowy Orlean za 15 milionów dolarów. Dzięki temu zakupowi Stany Zjednoczone zyskały urodzajne równiny, góry, lasy oraz system rzek, który w latach 80-tych został sercem Ameryki Północnej. W 1805 roku Jefferson ogłosił neutralność Stanów Zjednoczonych w sporze Wielkiej Brytanii z Francją, co bardzo nie spodobało się Wielkiej Brytanii. Zaczęła ona zaciągać do załóg ludność amerykańską oraz coraz więcej statków Wielkiej Brytanii stacjonowało w portach amerykańskich. Było to wbrew woli Jeffersona, postanowił więc wydać proklamację proszącą Brytyjczyków o opuszczenie portów U.S, Ci jednak nie posłuchali. W 1807 Kongres wydał akt Embargo, który zabraniał handlu zagranicznego. Jednak nie ucierpiała na tym Wielka Brytania, a Stany Zjednoczone. Z tego powodu w 1809 roku Jefferson podpisał akt Non-Intercourse, który zezwalał na handel ze wszystkimi prócz Francji i Wielkiej Brytanii i krajami od nich zależnymi. W 1812 roku Wielka Brytania wypowiedziała wojnę Stanom Zjednoczonym. Północ i południe było niezadowolone z perspektywy nadchodzącej wojny, przeszkadzało im to w handlu. To w tym momencie Stany Zjednoczone zaczęły uniezależniać się od Wielkiej Brytanii jeszcze bardziej. Wraz ze wzrostem ich niezależności droga do nowoczesności nabierała tempa.
                               Jednak najważniejszym etapem drogi do wolności Stanów Zjednoczonych Ameryki Północnej była wojna secesyjna, która miała miejsce w latach 1861-1865. Była to wojna pomiędzy rozwiniętą gospodarczo Północą (Unią) oraz rozwiniętym rolniczo Południem (Konfederacją). Nazwa „wojna secesyjna” pochodzi od secesji, czyli odłączenia się, stanów skonfederowanych od Unii (Południa od Północy). Początek tej amerykańskiej wojny domowej miał 12 kwietnia 1861 roku, gdy konfederaci ostrzelali Fort Sumter w zatoce Charleston w Karolinie Południowej. Wybuch tej wojny był spowodowany odrębnymi poglądami dotyczącymi między innymi polityki, ekonomii oraz spraw społecznych Północy i Południa. Z czasem różnice te były coraz bardziej widoczne. Gdy w wyborach na prezydenta zwyciężyła partia republikańska, a prezydentem został Abraham Lincoln, którego Południowcy nie lubili ze względu na to, iż był on spostrzegany jako zagrożenie dla niewolnictwa, wybuch konfliktu wisiał na włosku. Główne dochody południa pochodziły z uprawy bawełny, stanowiła ona 57% eksportu USA, dlatego też było bardzo duże zapotrzebowanie na tanią (najlepiej darmową) siłę roboczą (niewolników). Północ była zaś wysoko uprzemysłowiona, wraz ze wzrostem liczby fabryk wzrastała potrzeba na wykwalifikowaną kadrę robotniczą, dlatego też przyjmowano chętnie emigrantów (co wpłynęło na teraźniejszą wielokulturowość Stanów Zjednoczonych). Niestety na południu panowały silne nastroje antyimigranckie, głównie przeciw katolikom, Irlandczykom oraz Żydom. Pogodzenie tych dwóch całkowicie odmiennych części Stanów wydawało się prawie niemożliwe. Na początku roku 1864 wszyscy główni dowódcy zrozumieli, iż tocząca się wojna jest wojną totalną. Niestety wszystkie misternie układane plany szybko legły w gruzach. Nie udawało się zdobyć wyznaczonych punktów, a wojnę powoli wygrywała Północ. Dla Konfederacji oraz Generała Lee wraz z jego armią klęska była oczywista , gdy Sherman maszerował przez Karolinę Południową i Północną, zbliżając się do konfederackich linii obrony w Wirginii. 26 maja 1865 roku skapitulowały siły generała Smitha przez co upadł ostatni ośrodek oporu Konfederacji. Najważniejszym skutkiem wojny secesyjnej było też utrzymanie jedności państwa amerykańskiego i umożliwienie dalszego rozwoju politycznego i ekonomicznego tego państwa. Pomocą w wygraniu tej wojny było wypuszczenie na rynek tzw. „zielonych dolarów”. Lincoln dzięki nim wygrał wojnę i opowiadał o nich jako o największym błogosławieństwie które spadło kiedykolwiek na Amerykę.
                                             Ważnym aspektem w drodze do nowoczesności Stanów Zjednoczonych są także liczne wynalazki z przestrzeni XIX wieku. Cyrus Hall McCornic, wynalazca oraz założyciel spółki McCormick Harvesting Machine Co., która w 1902 stała się częścią International Harvester Company. Cyrus odziedziczył zdolności po swoim ojcu, który przez 28 lat pracował nad konną żniwiarką (przyrząd do koszenia zboża). Swój projekt ofiarował Cyrusowi, który ostateczną wersję żniwiarki przygotował w 18 miesięcy. Opatentowano ją trzy lata po zaprezentowaniu w praktyce, czyli w 1834 roku. Hannibal Goodwin urodzony w 1822 roku, ksiądz z New Jersey. Opatentował on metodę tworzenia giętkiej, przeźroczystej kliszy filmowej z nitrocelulozowej bazy filmowej. Została ona w późniejszym czasie wykorzystana przez Thomasa Edisona w jego kinetoskopie. Thomas Alva Edison, samouk, udoskonalił telefon Bella (przy użyciu cewki indukcyjnej oraz mikrofonu węglowego), w 1877 roku wynalazł fonograf, dwa lata później opatentował żarówkę elektryczną, odkrył także emisję termoelektronową w 1883 roku. To on w 1881-1882 wybudował w Nowym Jorku pierwszą na świecie elektrownię publicznego użytku. Często kwestionowano jego autorstwo niektórych wynalazków. Benjamin Franklin, dobrze znany każdemu, polityk amerykański, drukarz, uczony, filozof, opatentował piorunochron, fotel bujany, okulary dwuogniskowe i organy kieliszkowe, odkrył i opisał Prąd Zatokowy. To ku jego czci nazwano jednostkę ładunku elektrycznego w układzie CGS „franklinem”. On także jako pierwszy pisał, aby stosować czas letni, jednakże nie zaczęto się do tego stosować, gdyż wymowa jego artykułu była bardziej humorystyczna niż naukowa. Samuel Colt najpierw pragnął udoskonalić torpedy, które zostały skonstruowane przez Roberta Fultona, po porażce zapragnął udoskonalić rewolwery. Rok 1830 przyniósł prototyp rewolweru kapiszonowego, który miał otwarty szkielet oraz mechanizm obrotu. Samuel Finley Breese Morse w 1832 roku wykorzystał zjawisko magnetyzmu aby stworzyć telegrafię elektromagnetyczną, w późniejszym czasie zajął się opracowaniem specjalnego układu kodów, który jest nam znany jako alfabet Morse’a. Choć jako pierwszy opatentował telegraf nie był pierwszą osobą, która go stworzyła (pierwszy był francuz Claude Chappe). Elias Howe opatentował w 1846 roku maszynę do szycia. William Morton był zainteresowany problemem bólu podczas różnych zabiegów. Przeprowadzał doświadczenia najpierw z użyciem podtlenku azotu jako środka znieczulającego, jednak wciąż potrzebował mocniejszego środka, który przydałby się w poważnych zabiegach chirurgicznych. Jeden z lekarzy (Charles T. Jackson) zaproponował stosowanie eteru, środek ten, choć znany już wcześniej ze swoich właściwości znieczulających, nie był wykorzystywany przy operacji chirurgicznej. Morton najpierw przeprowadzał doświadczenia na zwierzętach, potem na sobie. 30 września 1846 roku Morton wykonał pierwszy zabieg usunięcia zęba z użyciem eteru. Pacjent stwierdził po przebudzeniu, iż nie odczuwał żadnego bólu. W Ameryce powstała także fabryka samochodów Ford, której twórcą był Henry Ford. W 1896 roku Henry zbudował pierwszy prototyp własnego samochodu, trzy lata później został jednym z współzałożycieli firmy Detroit Automobile Company, która później została przekształcona w Cadillac Motor Company. Henry Ford był zwolennikiem dużej produkcji tanich samochodów. Dopiero w 1903 roku Ford zapoczątkował „Ford Motors Company”. Wiele wielkich wynalazców pochodzi ze Stanów Zjednoczonych, bez ich wynalazków teraźniejszość nie byłaby taka sama. Brak żarówki, znieczulenia, alfabetu Morsa’e, elektrowni, bez tych oraz wielu innych wynalazków Ameryki Północnej nie żylibyśmy tak, jak żyjemy dziś. Jest to duży krok w nowoczesność dla Stanów Zjednoczonych, a zarazem dla całego świata.
                                                        Warto wspomnieć także o kilku reformach przeprowadzonych w państwie. W 1835 roku władze w Filadelfii oraz Pensylwanii zredukowały czas pracy od „od wschodu do zachodu słońca ” do 10-godzinnego dnia pracy. Nowe, wyznaczone godziny pracy przyjęły się z wielkim zadowoleniem wśród pracowników. Rok 1826 przyniósł Ameryce utworzenie Towarzystwa Promocji Wstrzemięźliwości . Siedem lat później w Filadelfii bostońskie towarzystwo zwołało konwent narodowy na którym została utworzona Amerykańska Unia Wstrzemięźliwości. Unia ta wniosła wniosek o zakazanie wszelkich napojów alkoholowych oraz nalegała aby stanowe legislatury zaprzestały produkcji i sprzedawania alkoholu. Celem redukcji spożywania alkoholu prowadzącej do całkowitego zaniku spożycia tej używki. Dorota Dix prowadziła w Massachusetts walkę o poprawę warunków życia osób psychicznie chorych, które często były trzymane w przytułkach i więzieniach. Gdy jej kampania odniosła sukces w Massachusetts, postanowiła przeprowadzić ją także na południu, gdzie dzięki jej inicjatywie w latach 1845-1852 wybudowano specjalne szpitale dla psychicznie chorych. Ważna jest także walka sufrażystek, która rozpoczęła się już w 1820 roku po wizycie w Ameryce Frances Wright, szkockiej dziennikarki oraz publicystyki, która w ostatniej swojej publikacji promowała prawa kobiet w Stanach Zjednoczonych. Głównymi sufrażystkami z Ameryki były: Cady Stanton, Susan B. Anthony oraz polska imigrantka Ernestine Rose.
                                 Droga do nowoczesności Stanów Zjednoczonych obejmuje wiele aspektów, jednak najważniejszymi z nich jest duży postęp w wynalazczości oraz wojna secesyjna, która doprowadziła (choć po pewnym czasie) do pogodzenia odwiecznie skłóconej Północy i Południa. Dużą rolę w tej drodze odegrali naukowcy oraz politycy, bez których Stany Zjednoczone prawdopodobnie nie reprezentowałyby aż tak wysokiego poziomu rozwoju cywilizacyjnego jakim mogą się szczycić dziś. Pierwsze samochody, znieczulenie, maszyny do szycia, żarówka, to tylko niektóre z wynalazków bez których nie możemy wyobrazić sobie życia w XXI wieku. Walka kobiet o prawa polityczne w Ameryce pomogła dojść do głosu kobietom na całym świecie, a reformy w czasie pracy oraz zmiana warunków życia osób psychicznie chorych także odegrało dużą rolę w tym, aby Ameryka mogła się stać tą Ameryką, którą znamy dziś.




Z tą pracą przeszłam do drugiego etapu olimpiady - wojewódzkiego, praca pisana na drugim etapie dała mi promocję do poziomu ustnego.


Bibliografia:
Wstęp:
Źródła takie jak wymienione w poniższych akapitach.
Akapit1:
“American History A Survey” Volume I: To 1877 Alan Brinkley
http://www.usahistory.info/timeline/constitution.html
[1] http://dydaktykahistorii.uni.lodz.pl/konspekty/slazak/zalacznik_2.pdf
Akapit2:
http://www.history.com/topics/war-of-1812
„An outline of American History” OFFICE OF INTERNATIONAL INFORMATION PROGRAMS UNITED STATES DEPARTMENT OF STATE
“Outline of U.S. History” Bureau of International Information Programs U.S. Department of State
Akapit3:
http://www.history.com/topics/american-history
http://www.history.com/topics/american-civil-war
Kto rządzi Ameryką [Who Rules America] – autorstwa C. K. Howe’a i przedrukowany w pracy Martyrologia Pieniędzy Lincolna [Lincoln Money Martyred] – autorstwa doktora R. E. Searcha)
„An outline of American History” OFFICE OF INTERNATIONAL INFORMATION PROGRAMS UNITED STATES DEPARTMENT OF STATE
“Outline of U.S. History” Bureau of International Information Programs U.S. Department of State
OXFORD “Guide to British and American Culture”
“Conjectures of Order: Intellectual Life and the American South, 1810-1860” Michael O’Brien
http://us-history.com/
http://www.usahistory.info/
http://www.michaeljournal.org/lekja7.htm
Akapit4:
http://www.kapitalizm.republika.pl/wynalazki.html
OXFORD “Guide to British and American Culture”
“Amerykańskie wynalazki” Spignesi Stephen J.
Andrzej Diniejko ENGLISH SPEAKING-COUNTRIES Volume Two “INTRODUCTION TO THE UNITED STATES OF AMERICA”
Akapit5:
http://susanbanthonyhouse.org/her-story/biography.php
http://www.librarycompany.org/women/portraits/wright.htm
http://womenshistory.about.com/od/stantonelizabeth/a/stanton.htm
„An outline of American History” OFFICE OF INTERNATIONAL INFORMATION PROGRAMS UNITED STATES DEPARTMENT OF STATE
“Outline of U.S. History” Bureau of International Information Programs U.S. Department of State
OXFORD “Guide to British and American Culture”

wtorek, 27 października 2015

Czy wiesz czym jest ODYSEJA UMYSŁu?

               
               Program edukacyjny działający od 1978 roku po raz kolejny miał swój finał światowy w Stanach Zjednoczonych! Celem Odysei Umysłu jest rozwijanie u dzieci, młodzieży oraz dorosłych kreatywnego myślenia i krytycznego patrzenia na rozwiązywany w drużynie problem. Uczestnicy tego programu co roku w grupach analizują różnorodne zadania i szukają twórczego wyjścia z często bardzo trudnej, abstrakcyjnej sytuacji. Podzieleni na grupy wiekowe przez kilka miesięcy przygotowują się drużyny na całym świecie, aby potem wziąć udział w regionalnych, ogólnokrajowych, europejskich a najlepsze grupy w światowych finałach Odysei. 
                 W roku 2013 w międzynarodowym finale wzięło udział 825 drużyn z całego świata, w tym 16 z Polski, 4 z tych drużyn, wszystkie z pomorza, zdobyło medale, a reprezentująca nas szkoła podstawowa z Pogórza została tegorocznymi mistrzami świata Odysei! Uczniowie z Gdyni, Gdańska, Rumii oraz Wejherowa po raz kolejny wiedli prym w tym konkursie oraz wykazali się wielką kreatywnością i abstrakcyjnym myśleniem! Nasi młodzi mistrzowie wybrali sobie wraz z ich trenerem drużyny nie lada problem! Podczas jego realizacji musieli wykonać trzy pojazdy, z których każdy miał być napędzany inaczej, używając innych źródeł energii, miały one pokonać wyznaczone dystanse. Prócz wspaniale skonstruowanych samochodzików grupa ta idealnie poradziła sobie z zadaniem spontanicznym, jest to chyba najtrudniejsza część dla każdego ucznia, nerwy, które towarzyszą młodzieży, dzieciom przez cały czas oczekiwania na wylosowanie karteczki z zadaniem, na którego rozwiązanie dostają zaledwie 2 do trzech minut!
                     Polscy uczniowie od lat konkurują z najlepszymi i najkreatywniejszymi druzynami z Singapuru, Chin, Japonii, Rosji, Brazylii. Zdobywają puchary, medale oraz ordery przyznawane za grę fair-play i za odznaczenie się wyjątkowo dużą dozą kreatywności. Odyseja Umysłu pokazuje gimnazjalistom, licealistom, studentom, że nauka nie kończy się na książkach i notatkach w zeszycie, ale ma o wiele większy zasięg. Abstrakcyjne myślenie i tworzenie czegoś nowego też jest uczeniem się, często nawet ważniejszym niż rozwiązywanie nowych zadan z matematyki, bo w tych czasach niewiele osób w wieku gimnazjalnym lub starszych potrafi wykazać się kreatywnym i spontanicznym działaniem.

środa, 14 października 2015

"Sadzonka" , która wygrała ogólnopolski konkurs literacki o Złote Pióro 2015



 


Mam przyjemność być laureatką ogólnopolskiego konkursu o "Złote Pióro" organizowanego przez WCK WAWER - filia Radość. Nie tylko zajęłam pierwsze miejsce w swojej kategorii wiekowej (16-20) za mój esej filozoficzno-moralistyczny, zdobyłam także "Złote Pióro" XIII edycji tego konkursu. Mówiąc prościej - wygrałam wszystko. Niżej przedstawiam wam moją pracę Czuję się bardzo wyróżniona tą nagrodą, wiele ona dla mnie znaczy, szczególnie, że ocenie podlegały moje przemyślenia. 

"Sadzonka"
                        

                                 Czym jest ogród? Kawałkiem ziemi, na której rośnie zielona trawa, miejscem spotkań rodzinnych, magicznie wyglądającym skrawkiem zachowanej natury w otaczającej nas betonowej dżungli? Nie, nie tylko. To człowiek tworzy swój własny ogród, to my kreujemy sami siebie.
                                  Ogrodem jest każdy z nas. Nasz umysł chłonący wiedzę, który rozwija się niczym maleńki pąk róży, by po latach pielęgnacji, podlewania tego magicznego, tajemniczego kwiatu rozwinął się i pokazał w swej majestatycznej, pełnej okazałości. Idea kiełkuje w naszych głowach niczym zielona trawa, strzyżona i nawożona nowymi, wymyślnymi specyfikami, które codziennie odkrywamy. Jesteśmy domem dla motyli hodowanych w naszych brzuchach, schronieniem dla pracowitych pszczół w sercach. Codziennie zajmujemy się zasianymi tulipanami w naszych płucach, których nie ścinamy, choć nie pozwalają nam do końca oddychać jak chcemy. Dłonie ludzkie niczym pniak ukazują historię. Pomarszczone, schorowane, z tatuażem lub wieloma bliznami. Starczy się tylko przyjrzeć, postarać zrozumieć, co kryje się za taflą wody, która próbuje strzec tajemnic dna jak oczy ponoszące klęskę dzień za dniem. Każdy z nas jest niezwykłą częścią ziemi, należymy do niej jak drzewa, winorośle, mech, czy perz. W ogrodzie maluje się drzewa twardniejącym wapniem, by chronić je przed uszkodzeniami, my - przyodziewamy wielką, ciężką, niewygodną skorupę, która zamiast być naszym schronieniem, staje się głazem hamującym wzrost trawy, przygniatającym róże, zabijającym motyle. Potrafimy wyrwać perz ze swych myśli, zasadzić nowy, wpuścić do swej oazy nowego ogrodnika, czasem niewłaściwego, który zamiast pielić złe myśli, unicestwia pszczoły, wyrywa tulipany, odchodzi. Jesteśmy bezbronni, naznaczeni śladami czasu, przeżyciami, pełni wspomnień, które wydają się być niechcianymi muszymi natrętami w naszej głowie. Nie pozwalają nam się skupić, spać, niedopowiedzenia utknęły w naszych gardłach niczym nasiono za bardzo przykryte ziemią. Obojętnie jak silne by było, nie da rady przedostać się przez liczne bruzdy i kamienie. Ludzie są magicznym ogrodem, pełni tajemnic, historii, które można wyczytać z ich oczu tak jak z tafli wody jeziora w pobliskim parku. Niczym kwiaty więdniemy, kwitniemy, rozwijamy się, uginamy pod ciężarem codzienności. Jesteśmy bezbronni, jak ostatni nagietek, niewinni, samotni niczym pustelnik, choć piękny, to sztucznie zasadzony w realiach, które nie są mu całkowicie przyjazne.
                                               Potrafimy podziwiać przyrodę. Kwiaty, krzewy, drzewa, lasy, fascynujemy się ich historią, chronimy je. Dlaczego nie potrafimy tak dbać o człowieka? Mijamy się codziennie na ulicy, zasłonięci naszymi skorupami, które sami sobie narzucamy na barki, tłamsimy się, wysuszamy wodę tkwiącą w oczach każdego z nas i sprawiamy, że jesteśmy jedynie bezkształtną miazgą nieczułą na los drugiego. Nie chcemy poznać jego historii, wejść do jego magicznego ogrodu, zajmujemy się tylko sobą. Potrafimy patrzeć godzinami na bezkres morza, może kiedyś zamiast w wodę - będziemy wpatrzeni bez końca w oczy innego człowieka i zamiast histerycznie chronić jedno drzewo, by mogło nas ocalić przed żarem, ludzie będą zdolni do szukania schronienia w człowieczych ramionach. Otwarci na ogrody natury, jesteśmy zamknięci na ogrody ludzkie, ograniczeni, ślepi, zapatrzeni jedynie w swój skrawek ziemi.





Dokładne wyniki konkursu literackiego organizowanego przez WCK-WAWER znajdziecie tutaj.




środa, 7 października 2015

Obraz mojego pokolenia w mediach społecznościowych


Obraz mojego pokolenia w mediach społecznościowych
July 30, 2015
Monika Ewa

Każdy z nas istnieje w szeroko pojętych mediach społecznościowych, czyli w Internecie. Czasy anonimowości minęły, a droga powrotu do nich zaginęła bez śladu. Prym w posiadaniu największej ilości kont i profili na wszelkiego typu stronach internetowych wiedzie moje pokolenie. Moje pokolenie, czyli kto? Nastolatki - ja, moje koleżanki i koledzy ze szkoły, klasy, Internetu. Choć jesteśmy w tym samym wieku lub dzieli nas zaledwie kilka lat, to bardzo się od siebie różnimy i wyraz tego dajemy na co dzień. To, jacy jesteśmy, kwalifikuje nas do różnych grup, które są wszechobecne, lecz najbardziej zauważalne w mediach społecznościowych, pokazujący nam szczegółowy obraz mojego pokolenia.
Od lat w filmach, książkach, serialach obraz nastolatków jest pokazany jako połączenie różnych grup, mających swoje zasady. Można to porównać do dżungli, w której żerują przedstawiciele gatunków takich jak: drapieżniki, roślinożercy, owady i płazy. W dżungli zwierzęta walczą o przetrwanie, a nastolatkowie w internecie? O coś, co nazywają „fejmem”. Jest to spolszczone zapożyczenie z języka angielskiego, które odnosi się do ilości obserwatorów, polubień i subskrypcji. Podział na grupy zaczyna się od miejsca aktywności internetowej. Z moich obserwacji wynika, że prawie każda osoba ma profil na Facebooku, ale osoby, posiadające własny kanał na YouTubie nie zawsze posiadają profil na Instagramie (i na odwrót), istnieją także bloggerzy, korzystający ze strony Blogspot.com, ćwierkacze – użytkownicy Twittera oraz osoby prowadzące bloga jedynie w formie obrazków na portalu Tumblr. W obrębie każdej grupy istnieją podgrupy, bardzo często żywiące do siebie jawną niechęć.
YouTuberzy, papużki w dżungli Internetu, dużo mówiące, ściągające od siebie pomysły na nowe filmiki, które oprawiają różnymi efektami. Najczęstszą tematyką filmów jest moda, uroda, instruktaże dotyczące prawidłowego wyposażenia torebki, krytyka wszystkiego i wszystkich (najczęściej nagrywane przez osoby bardzo pokrzywdzone przez los tak tragicznym zdarzeniem jak brak funduszy na nową grę bądź doświadczyły makabry w postaci kolejki w sklepie) i tematyka humorystyczna, czyli filmy w zabawny sposób przedstawiające codzienne sytuacje.
Osoby korzystające z instagrama przypominają mi motylki, chwalące się przeobrażeniami z larwy w wysportowaną gimnastyczkę z wciągniętym brzuchem, nowymi kolczykami Chanel czy też kolejną egzotyczną podróżą.
Nie należy zapominać o bloggerach, którzy niczym pawie ogonem chwalą się najpiękniejszymi rzeczami, posiadanymi w swojej kolekcji bądź do sępów patrzących co mogą dostać w zamian za pochlebną recenzję na swoim blogu. Modnisie dumnie prezentują ubrania z najnowszych kolekcji oraz przed chwilą dostany wisiorek z cyrkoniami, który noszą jedynie na wyjścia z innymi bloggerkami na cappuccino bez cukru i gofra bez mąki. Gracze zachwycają nas kolejną grą od firmy EA, a wypieki kucharzy zapierają nam dech w piersiach i powodują, że liżemy ekran komputera.
Za najgłośniejszych w Internecie można uznać ćwierkaczy, użytkowników Twittera - Micronecta scholtzi (najgłośniejsze zwierzę świata w porównaniu do własnego ciała) – ćwierkają (wstawiają posty na Twitterze) o wszystkim, zawsze i wszędzie. Opisują każde wydarzenie (nawet tak błahe jak zjedzenie śniadania). Są często porównywani do osób korzystających z instagrama. Słyszałam nawet, że „instagram to twitter dla tych, którzy nie potrafią czytać”.
Tumblerowicze to internetowe leniwce, chcący mieć bloga, ale niemający ochoty pisać postów. Można wyróżnić tych smutnych, zastanawiających się nad puszczeniem gałęzi i tym samym zakończeniem swojej marnej egzystencji. Umieszczają obrazki, które są pesymistyczne i czarno-białe lub cytaty mające zawsze to samo przesłanie - „życie jest głupie”. Marzyciele przedstawiają wszystkim swoją wizję przyszłości, ich mieszkania, męża, dzieci. Rzuceni rozpamiętują rozstanie z przedszkola i narzekają na brak drugiej połówki. Na koniec warto jest wspomnieć o „przypadkowych wrzucaczach” chcących pochwalić się kreatywnością, podzielić wszystkim i wszystko opowiedzieć – jedynie w formie graficznej.
Najszerszy obraz mojego pokolenia jest zauważalny na portalu Facebook, na którym większość z nas posiada konto. Podział można przeprowadzić, zauważając kilka typów zdjęć profilowych. Autoportret, czyli tzw. „selfie” to zdjęcie wykonane samemu sobie przez samego siebie w odległości od twarzy długości własnej ręki. Często przyozdobione filtrem, aby ukryć niedoskonałości, czasem z ramką, lekko otwartą buzią, wciągniętymi policzkami i oczami otwartymi bardzo, bardzo szeroko. Po wykonaniu wszystkich tych zabiegów taka osoba wygląda jak flaming, który ma jedną nogę w górze, filtrowy różowy kolor, wzmocniony przez spożywanie dużej ilości krewetek i nienaturalnie wielkie oko. Dużo osób ma zdjęcie w lustrze, fotografia incognito, człowiek patyczak, ukryty, ale widoczny. Całą twarz ma zasłoniętą telefonem przez co nie wiemy, kto to tak naprawdę jest. Często spotykane są też zdjęcia z „profesjonalnej” sesji z koleżanką, która na święta dostała lustrzankę. Jest to najczęściej zdjęcie w zbożu, parku, na łące, parkingu, dachu albo plaży, lub z kilku miejsc, wtedy mamy większy wybór i możemy zmieniać zdjęcie profilowe co dwa dni! Jak kameleon, próbując być innym jeszcze bardziej, wtapiając się w tło wielu innych zdjęć, które wyglądają identycznie. Mniejsza liczba osób ustawia na profilowe fotografię zrobioną na spotkaniu ze znajomymi jeszcze przed chwilą wyjęcia telefonów i oglądania nowych postów na portalach plotkarskich, pokazuje jak cudownie się osoba bawi, ile ma przyjaciół, i jaką jest duszą towarzystwa. Zdjęcie z drugą połówką jest najczęściej wstawione przez chęć pochwalenia się nowym związkiem i pokazaniem całemu internetowemu światu, że jest się bardzo szczęśliwym. Najczęściej do takiej fotografii jest także dołączony opis sugerujący, że osoba jest jak bocian – łączy się w parę raz na całe życie, tylko, że jest to już trzeci raz w tym tygodniu.
Internet wyzwala w moim pokoleniu, prócz chęci bycia innym, agresję. Nie w nim miejsca bez niemiłych komentarzy, które są określane jako „hejty”, anonimowych oskarżeń oraz bezpodstawnych ataków na znajomych bądź też przypadkowych ludzi. Niestety wielu nastolatków czuje się w Internecie bezkarnymi co jest przyczyną powszechnego mobbingu, okropnego zachowania oraz anonimowego wyśmiewania wszystkich użytkowników niepasujących danej osobie.
Choć obraz mojego pokolenia w mediach społecznościowych bardzo często nie ukazuje go z dobrej strony, to nie możemy zapominać o tym, że młodzież w Internecie pokazuje, że ma głos. Możemy otwarcie mówić o tym co nas drażni, co byśmy zmienili, bez przeszkód możemy wyrażać się przez zdjęcia, filmiki, blogi. Moja praca miała na celu pokazanie prawdy o moim pokoleniu i tym samym czegoś pięknego o nim - zwyczajności, ludzkości. Każdy z nas ma prawo do szaleństwa, zrobienia sobie dużej ilości zdjęć i zamieszczenia ich na instagramie, napisania postu o niczym, wypłakaniu się na Tumblerze, ćwierkaniu o wszystkim na twitterze i nagrania filmiku o tym, co znajduje się w naszym szkolnym plecaku. Piękne jest to, że nie boimy się wyrażania siebie, żyjemy po to, żeby być i pokazać siebie wszystkim, inspirować, pisać, chwytać każdą chwilę i pokazywać ją innym. Moje pokolenie cieszy się każdą sekundą życia i dlatego chce pokazać tę niezwykłość, która jest ulotna. Z dumą mogę przyznać, że jestem motylkiem walczącym o „lajki”, pawiem chwalącym się nowymi butami, przypadkowym „wrzucaczem” i flamingiem z bolącymi policzkami od wciągania ich. Mimo tak wielu wad mojego pokolenia i toną niedoskonałości w jego obrazie to jestem dumna, że mogę być jego częścią