Pokazywanie postów oznaczonych etykietą studia w uk. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą studia w uk. Pokaż wszystkie posty

sobota, 13 stycznia 2018

“[…] I liked him for liking me.” - a piece of journalism I regard as excellent




            From the very beginning, you know what it is about. Love. But not a usual feeling between two people that seems so extraordinary, lasting, beautiful, authentic. It was not one true love. At least not in the full meaning of it.
            Reading this article you fall in love, just like the fourteen-year-old girl, with her eight-grade history teacher. Slowly starting to see how smart, caring, understanding he is. He becomes your crush like he did among all the feminine students. As if you were there waiting for him to look into your eyes, thinking of how amazing it would be if you could talk just with him, without all those other girls. Students could listen to the stories about their teachers teenage years for hours. His unsophisticated look, the way that he walks, speaks, everything seems to be just hitting the spot. You slowly realize that he could use it easily and so he did.
Mr. Lehrer liked all of his students, but it is easily seen that he liked her the most. Thirteen-years-old at the time, fascinated by the new, young, handsome teacher just as I was reading this essay. Even when narrator made it clear that they, the young girl and her eighth-grade history teacher, had a love affair I was still, just like her, containing all of his lies, absorbing a huge mass of untruth and keeping it in a jar full of falsity closed tightly with a lid.
Feeling as if I was there if I was the girl. I fell under the spell of vaguely harmless Mr. Lehrer. It can even be said that I developed an affection towards him. Keeping reading to see if their love will survive, enjoying their truck-rides, discussions, the time they spent together. But deep inside I knew that what he was doing was wrong. Making a woman believe that you love her even if it can be clearly seen that what you do is just playing around with her feelings should be treated as the worst crime. No one should be allowed to play with the heart of another person.  
Months passed, her parents found out about the relationship between their daughter and her teacher. They decided to bring an action at law. Finally, after weeks of therapy the girl, as well as the reader, realized that it wasn’t her fault. She was the abused, innocent, underage victim and all he did was just using her.
                        If it hadn’t been for the title after reading few staves I would have thought that it was all about forbidden fruit which was the love of a young, teenage girl and 10 years older, married man. Jenny Kutner shows the beauty of essay in her piece “The Other Side of the Story” published in Texas Monthly in 2013. She made me feel what the girl feels talking to Mr. Lehrer, being touched by him. I developed an affection towards the history teacher and, just like the girl, at first, I couldn’t deal with the fact that his every single word was just a delusion.
            Apart from the gripping plot, this is written with the extremely large amount of emotions which can be easily felt while reading. It is surely one of the pieces of journalism that I personally regard as excellent. Metaphors, understatements, great vocabulary and the amazingly well written about the taboo situation are the reasons why this essay is worth reading.

środa, 3 stycznia 2018

Podsumowanie mojego 2k17 trochę muzyczne

Ahhhhhh 2k17 dobiegł końca i mimo tego, że w grudniu nie mogłam powstrzymać ekscytacji w związku z faktem, że wszystko już się konczy powoli, to jednak ta siedemnastka nie była aż tak pechowa jak myślałam o niej w grudniowe wieczory. Dla udowodnienia tego, tak na prawdę bardziej samej sobie niż ludziom wokół mnie postanowiłam zrobić mały recap mojego roku. Do każdego miesiąca dołączę też piosenkę, która kojarzy mi się z danym miesiącem, albo jednym wydarzeniem miesiąca. Enjoy, jak zwykle.

STYCZEŃ
Początek 2k17 był dla mnie dość trudnym, ze względu na to co stało się u mnie w grudniu 2k16, ale mimo tego weszłam do nowego roku z pewnym optymizmem, chociaż bardzo myślałam nad rzuceniem studiów, lub chociaż transferem do Londynu. Nienawidziłam środowego modułu w zeszłym roku akademickim i wykładowczyni mnie dobijała na każdym kroku, ale jakoś wszystko przetrwałam. Wzrosła mi troszkę samoocena i zaczęłam rozumieć co tak na prawdę chcę robić w życiu. Do tego dalej duma mnie rozpierała patrząc na moje nowe tatuaże. Pracowałam dalej jako baristka, poszerzyłam swoją wiedzę o kawie i nawet jest to przydatne w moim aktualnym życiu. Do tego byłam już dumną autorką po pierwszej publikacji. I zaczęłam obsesyjnie słuchać The Kooks.

LUTY
Tyle ile pracowałam w lutym to chyba nigdy jeszcze mi się nie zdarzyło. Cały miesiąc zajęłam sobie zajęciami dodatkowymi na uczelnię i trochę oddaliłam się od znajomych. Godzinami przesiadywałam w pokoju lub bibliotece czytając. Szczerze - nie żałuję. Możliwe, ży było to spodowane moją małą obsesją pod tytułem "chcę wrócić do modelingu, chcę na kontrakt, nie chccę tu być", ale przyniosło to same dobre efekty.
MARZEC
Ten miesiąc nie był jakiś cudowny jeśli weźmiemy pod uwagę do czego doprowadził, ale akurat wtedy nic jakoś konkretniej mi nie przeszkadzało. Po raz pierwszy spotkałam się z chłopakiem, którego poznałam online, ha tak na instagramie, i bardzo dobrze spędząło mi się z nim czas. Wróciłam do obsesyjnego słuchania arktycznych małp, co było jego zasługą, bo jak dobrze pamiętam to jest to nadal jeden z jego ulubionych zespołów. Chodziłam na koncerty i wróciłam do starej siebie. Niestety wszystko potem poszło się jebać, trochę z mojej winy, trochę z jego. Ale mimo wszystko, trochę umilił mi marzec i kilka kolejnych miesięcy. A, do tego dowiedziałam się, że większa część z moich wykładowców odchodzi i nie będzie mnie uczyć na drugim, czy trzecim roku, co trochę dobiło mój rok, bardzo dużo ludzi odeszło, lub zmieniło kierunek, w tym jedna z moich koleżanek. No cóż, bywa i tak.
KWIECIEŃ
Skończyłam dwadzieścia lat i miałam z tego powodu troszkę depresję, ale czasu nie zatrzymam. Zdałam sobie sprawę z tego, jak dużo osiągnełam, jak bardzo dorosłam i jak samodzielna się stałam, co w moim przypadku jest dużym osiągnięciem, bo nie myślałam, że wyjazd do innego kraju może mi aż tyle dać, bo nigdy coś takiego tak dużego wpływu na mnie nie miało. Zaczęłam pisać więcej poezji i stresować się przed przeprowadzką i końcem pierwszego roku bo był to dla mnie ogromny przełom. Zaczęłam też szukać nowej pracy, bo tak jak ja nienawidziłam mojego szefa... Ło masakra.
 MAJ
Znalazłam nową pracę, którą uwielbam nad życie. Wróciłam do kelnerowania i w sumie sprawia mi to przyjemność, choć dużo narzekam. Zaczęłam poznawać się na marcowym chłopaku, co troszkę mnie dobiło i nie wiedziałam co ze sobą zrobić. Dużo o tym pisałam i sama siebie wkopywałam w dołek. Ale zdobyłam też kolejną publikację, nad którą bardzo długo pracowałam i w kolejnych miesiącach mój cały świat się obracał wokół artykułu, który został później opublikowany na VICE Polska. Do tego przeszłam przez przeprowadzkę mamy do UK co bardzo pomogło mi z wyskrobania się z psychicznej czarnej dziury.
CZERWIEC
Odeszłam z pracy baristki i miałam dość duże problemy z byłym szefem. Zamknęłam się w swoim świecie i codziennie pracowałam. Nie miałam na nic ochotę, dużo czytałam i pisałam i pod tym znakiem upłynęły mi całe wakacje. Próbowałam zerwać kontakt z marcowym ziomeczkiem, który bardzo źle wpływał na moje samopoczucie i do końca tego roku słabo mi się odcięcie od niego udawało, ale w końcu - achsukces.

LIPIEC
W lipcu dalej pracowałam, i w sumie nic specjalnego się nie wydarzyło, prócz dużych zmian wewnętrznych i zrozumienia samej siebie, Przechodizłam po raz pierwszy w życiu przez jakiś kryzys młodzieńczy i było to swego rodzaju interesujące. Ale też przez długi czas myślałam, że zaraz chyba z mostu skocz, bo miałam wrażenie, że wszystko czego się nie dotkę to się zawali.

SIERPIEŃ
Znowu włączyło mi się narzekanie na studia i próba zmiana uniwerka, ale po przemyśleniu stwierdziłam, że nie ma to większego sensu, bo straciłabym pracę, którą uwielbiam i byłabym daleko od znajomych, którzy są dla mnie dużym wsparciem. Ale co swoje straciłam myśląc o takiej opcji to moje. Powoli wracałam do życia towarzyskiego, czyli częściej wychodziłam z pokoju i w sumie to tyle.
WRZESIEŃ
Wróciłam na uniwerek, rozpoczęłam drugi rok i wbrew swojej woli zostałam reprezentantem mojego roku. No trudno. Podczas tygodnia dla pierwszaków bawiłam się jak fresher. Zaprzyjaźniłam się z chłopakiem, którego nienawidziłam podczas pierwszego roku, a później musiałam zręcznie wywinąć się z sytuacji, w której mój przyjaciel próbował się ze mną umówić, co wyszło mi bardzo niezręcznie i tak jakby powtórzyłam sytuację z gimnazjum, ale cóż, bywa i tak.
PAŹDZIERNIK
Próba odcięcia się od ziomeczka dlaej trwała, a do tego doszła mi drama z przyjacielem i nie było za ciekawie. Przypominały mi się codziennie moje błędy z imionami z tego roku, które mogę podsumować faktem, że chyba miałam dziwną obsesję z imionami na literę J. Na szczęście mi przeszło. Zrobiłam sobie piąty tatuaż i uwielbiam go ponad wszystko, zmianiłam trochę patrzenie na życie i naukę, znalazłam kierunek, który chcę zrobić na magisterkę i wszystko powoli zaczęło się układać. Ale bardzo powoli.
LISTOPAD
Wszystko byłoby okej, gdyby nie fakt, że znów zaczęłam rozmawiać z osobą, która powinna być poza jakimkolwiek zasięgiem mojego zainteresowania. Mianowicie kumpel człowieka, od którego tak długo próbowałam się odciąć. Zaczęłam świrować i to nie na żarty a do tego doszły mi moje deadline'y i... żyłam w ogólnym syfie, mój pokój odzwierciedlał mój stan emocjonalny.
GRUDZIEŃ
Wszystko było mega dużym bałaganem, ale wyszłam z tego cało. O dziwo. I tylko listopadowe wypadki siedziały mi w głowie i fakt, że trochę będę musiałą wyhamować z moją obsesją. Spędziłam około tydzień u mamy w innym mieście, co pozwoliło mi się uspokoić i wejść z kieliszkiem wina w ręku w nowy rok, który zapowiada się być pełnym wydarzeń, jeśli wierzyć wróżbom noworocznym. I choć trochę zamieszana w tym co czuję i myślę, to z optymizmem i tym razem trochę poturbowana wchodzę w nowy rok. Oby był lepszy.


wtorek, 19 grudnia 2017

Anxiety

Znalezione obrazy dla zapytania funnyanxietyI had no other ideas when it comes to the title of this post so I decided that it would be best to keep it simple. I've got a mild anxiety, which sometimes grows to the size of a block of flats. Especially when it comes to any social interactions. Weirdly enough it usually happens when I have to message someone online.. I know it's weird but approaching somebody in person in some social situations like a party or whatever is just way easier for me. Because you can't screenshot what I say to you in person, you can repeat that to your friends but with no actual proof and sometimes I say too much. Although I come as someone who doesn't give a shit in general, duuuuudes, I care about every smallest thing ever. Especially when it comes to stuff people tell me. You'll say one thing and I'll pick it apart and think about it for months because maybe I misunderstood you and it lead me to false interpretation therefore I feel as if I had to find multiple ways of interpreting what you've said. And in this proces everything seems to be super important to me - when you said it, your tone and if you were drunk or not. Every single shit like that, every tiniest detail is so so so so so important and then after realising that actually you may hate me and by the time I finisz thinking about that I'll be pretty sure you do I'm going to spend a few days in bed swimming in the pool of anxiety I made for my self by overthinking.
Znalezione obrazy dla zapytania funnyanxietyLately I haven't had a day without thinkinng about stuff and then thinking about thinking too much. Because first I want to get to the core of "what the fuck do you mean" and then I start to Wonder if there's a point in what I'm doing. No there's no point, just to get that out of the way, but I do it anyways. Even writing this post is fucking pointless because even if I publish it I'll probably delete it later since it's just an announcement saying "Look at me being a fucking mess". But if you've been here (on my blog) for a while, you know that I'm nothing else but a huge mess.
Anxiety gets worse when you suffer from mood swings as well. Just so you know. You wake up feeling fine and then someone says "hi" and you don't know if it's because you just bumped into each other or because the person just wanted to say hi and there's nothing else in it. Ugh. Or you just get mad because it's morning and you didn't drink your coffee and somebody starts talking to you, like what the actual fuck man? Are you a psycho? Don't talk to me before I drink my coffee, alright?
Thanks anxiety for ruining and ruling my life.

poniedziałek, 20 listopada 2017

Writing influenced by the music

During my writing sessions, our lecturer comes up with various ideas to make us write something completely out of our comfort zone, something new, experimental and fun. A few weeks ago we were talking about music in writing, how it can influence the way we write and what do we write about. So our writing session ended up with listening to different songs while writing.
That's the piece I wrote that day influenced by Jay-Z 99 Problems, Dolly Parton Train Train, Mozart Prelude in C minor, BANKS Underdog, Taylor Swift (whatever stuff that was, I don't even care), Hole Violet. Eeeeennnnjjjjoooooyyyy.

No such thing can be explained easily. They'd be better off without, he was more than sure about that. Strange voices in his head were not even similar to his. The sound was so unfamiliar and irritating. 
She, on the other hand, was sure that it was a great idea. Leaving the city with a few dollars in her pocket, enough for gas expenses but not that much to be able to afford even one night in a motel.
Her mother wept and sobbed up till she drowned in her own sorrows. Her only daughter left with no goodbyes and no excuses were made for this horrible behavior. How one can leave the sick mother to die on her own. The body was found in the nightgown wet with tears, splattered with blood as she coughed the red liquid with her every word. Or was that just ketchup stains from her morning sandwich? I guess we'll never know, though we already know more than the daughter. We know that the mother is certainly dead. 
He was supposed to be happy. In the back of her car, looking for a map and a penny or two, just enough to buy bagels on the road. But it was nothing as he imagined it to be. Her voice squeaky, sick with excitement which he just couldn't handle.
If he kills himself that would rather be a mercy more than anything else. 
But he kept smiling and trying to enjoy their own little journey. They had no idea where they'd end up. But at least he could finally sing along to one song on repeat and eat bagels for dinner and stay up till 4 am. He was free but felt as if imprisoned. 


Why u do me lik dis internet? Seriously, guys. Chrome is fucking with me lately turning itself off while I'm in the middle of writing a huge ass post. I don't even remember what I was going on about in this paragraph. Feel my frustration guys by enhanced bad gramma and fcked up spellinzzzzzzzz. But anyways. Back to the important stuff. After writing short thingies to different types of music we were supposed to pick our favorite one and elaborate it. Sooooo there you goooo:

She, on the other hand, was sure that it was a great idea. Leaving the city with a few dollars in her pocket, enough for gas expenses but not that much to be able to afford even one night in a motel. This was her own, personal journey and money can't help if the aim is to find out who you really are - at least that was her opinion. With one bag filled with clothes and sanitary stuff and the other two packed with food, she was ready to embark on her great journey. All alone. Just her, her thoughts and her favorite CD playing the same five songs on repeat. And a map, obviously, although she has never learned how to read a map, it seemed right to take one. Car keys, checked, gas money, checked, map, checked, food, checked, another bag, checked, glasses, checked, license... Oh yeah. Driving license. She didn't really want to leave that particular day. And yes, she did remember that one needs a driving license to drive a car, or at least one needs to know how to drive a car. But who said you can't plan ahead? She'll get back to it when she is 16. Right after getting the license.

środa, 15 listopada 2017

Morning with mood swings

Znalezione obrazy dla zapytania mood swings funnyZnalezione obrazy dla zapytania mood swings funnyIt's almost the end of the first term and I'm stressed. I'm stressed all the time, I stress about everything. My job, my coursework, my social life, my lack of sleep and proper eating habits. I'm a huge mush of stress and because of that, my mood swings tend to be much more intense than usual. Good thing that I don't tend to get angry or super fucking sad in front of people, not even friends. My breakdowns usually happen when I'm all alone in my room. I prefer it that way since then I don't need to explain anything. I don't usually even know how to explain what's going on in my mind. That's just the way it is. The smallest thing may trigger something, it kinda works like an avalanche. Most of the times it's not even the fact that somebody said something and I didn't like it. Usually, it's about the mess in my room, the temperature outside, the shape of my face in my glasses, quality of paper on which I printed something. It's ridiculous. I'm fully aware of that. Thanks to being aware of such things I know sometimes how to control myself. It's rare but, trust me, I'm doing my best not to start crying in the library or not to kick the fucking printer. That kind of intrusive thoughts makes me wonder if I'm even close to being a normal human being. If maybe there's something I can do about it but I never did and now I'll be stuck in this swing forever. You can't even assume when you'll start feeling like shit. Sometimes you can't even recognize the feeling you currently deal with. Am I angry? Sad? Ecstatic? Terrified? Aaaaa, how the fuck do I know?
But yeah, I'm stressing over the tiniest shit lately. I don't know why.

czwartek, 9 listopada 2017

Issue27.pl, artykuły, course work i praca w gastro

Dzień dobry robaczki,
Życie robi mnie w balona przez nadmiar wszystkiego. Dosłownie - wszystkiego. Od września próbuję łapać kilka srok za ogon i czasem mi to wychodzi, niestety kosztem spania i porządnego odżywiania się, bo ani na gotowanie ani na osiem godzin nic nie robienia nie mam czasu. Jest to okropnie frustrujące, ale sama się na taki styl życia pchałam. W tym roku akademickim chciałam połączyć mój course work z życiem społecznym, pisaniem dla portali online, oglądaniem moich ulubionych serialów oraz oczywiście musiałam do tego dorzucić moją pracę w gastro. Wiem, zaniedbałam bloga, ale pisać nie przestałam - głownie dlatego, że mój kierunek studiów wymaga ode mnie pisania 24/7... Bywa to męczące, jeśli myślę o esejach oraz prezentacjach, ale na duchu podtrzymuje mnie fakt, że głównym punktem programu są artykuły, poezja, proza. Wisienki na torcie rozpaczy i nieprzespanych nocy. Nie liczę już moich załamań nerwowych, planów rzucenia wszystkiego w cholerę i wyjechania w Bieszczady, bo trzyma mnie to, że jestem w stanie robić to co kocham. Gdyby tylko nie te deadline'y....
Odskakując w bok od moijego narzekania - wszystkich was zapraszam serdecznie do przeczytania mojego artykuły, który ukazał się na platformie magazynu online Issue27.pl. Wszystko potoczyło się bardzo szybko w tym miesiącu. Zobaczyłam ogłoszenie o wolnej posadzie "blogger/dziennikarz" na Facebooku, szybko zauważyłam słowo, które dla mnie jest kluczem do wszystkiego - "moda". Nie zwlekając długo wysłałam maila, w którym zapytałam się czy studentka drugiego rokku Journalism and Creative Writing się nada i boom - okazuje się, że tak. Dalej się cieszę z tego faktu, bo zdaję sobię sprawę, że po kilku latach pisania głównie po angielsku niektóre moje błędy w języku polskim są... śmieszne, ale od czego jest proof reading o trzeciej w nocy? Link do mojego artykułu macie tutaj robaczki

http://issue27.pl/2017/11/08/modelingowe-abc-dla-planujacych-podbic-swiat-mody/.

Prócz nadmiaru pracy mam też okropny kaszel i ciągłe migreny od denerwowania się najmniejszymi pierdołami. Ciężkie życie studenta, a raczej osoby, która cholernie boi się końca studiów, bo podoba jej się punkt, w którym się aktualnie znajduje w życiu. Ekscytuje mnie perspektywa tego, że już za rok będę w ręku trzymać dyplom poświadczający fakt, że jestem w 100% profesjonalną dziennikarką i pisarką, ale myśl o podjęciu stałej pracy i full-time początkach w branży daje mi gęsią skórkę... Dlatego też po ukończeniu mojego kierunku będę skłądać papiery na MA Fine Arts, lub Graphic Design - w końcu zawsze były to jedne z opcji i perspektywa podniesienia swoich kwalifikacji tylko motywuje do rozwoju pasji.

piątek, 15 września 2017

Jeżu to już - czyli początek drugiego roku na UCA

Pierwszy rok na uczelni minął mi baaaardzo szybko. Serio. Pomijam oczywiście pierwszy miesiąc, podczas którego chciałam wszystko rzucić i wyjechać w Bieszczady. Nie lubiłam tego miejsca, wszyscy wydawali mi się żałośni i pretensjonalni. Wszystko też zmieniło się bardzo szybko. Nadszedł październik i już na początku tego miesiąca nie potrafiłam wyobrazić sobie jak wyglądałoby moje życie, gdyby wybrała jakąkolwiek inną uczelnię. Poznałam tutaj cudownych ludzi, którzy są moją drugą rodziną, z dwójką z nich mam nawet takie same tatuaże, co wydaje się być głupim pomysłem, ale uwierzcie mi - zrobiłabym to jeszcze raz. Uwielbiam moich wykładowców, którzy są przepełnieni pasją do tego co robią i dają mi mega dużo energii do ciężkiej pracy i parcia do celów. To dzięki ich wsparciu osiągnęłam tak wiele podczas pierwszego roku nauki na UCA. Potrafię znaleźć co mnie inspiruje i wiem, że morze możliwości jest nieskończone. Jednym zdaniem - uczelnia pokazała mi, że z jasno obranym kierunkiem mogę osiągnąć wszystko!
Drugi rok zaczyna się powoli, jest bliżej niż mi się wydaje, bo już dziś miałam wprowadzenie do naszego planu działania na kierunku, ale wiem, że dalej trochę żyję wakacjami. Ostatnie kilka godzin spędziłam śpiewając piosenki w pokoju, więc ewidentnie - w głowie i duszy ciągle swoboda. Nie znaczy to jednak, że początek roku ograniczy mój wolny czas - on go jedynie wypełni i znów napędzi do działania. Zaczynam wybierać temat na moją pracę końcową, jak zwykle mam kilka pomysłów, ale pewnie połowa z nich zostanie odrzucona, jednak nie jest to dla mnie jakimkolwiek problemem. Z oceanu idei trzeba w końcu wybrać tą jedną idealną.
Jedyną rzeczą, która na dzień dzisiejszy trochę mnie przeraża jest to, że prawdopodobnie w marcu będę miała pierwszy egzamin po ponad roku życia bez czegoś takiego. Mam wrażenie, że mój mózg zapomniał już jak to jest uczyć się czegoś na pamięć, a nie ma innego wyjścia w momencie pisania testu z prawa w dziennikarstwie. No cóż, przynajmniej uciekłam od stresu przed sesją. Wiem za to jak to jest mieć blokadę pisarską przed napisaniem pracy na koniec semestru - mam wrażenie, że jest to porównywalne. Oczywiście, jedynie, jeśli przed sesją postanawiasz zawinąć się w kołdrę, jeść lody i płakać, płakać i płakać. Tak ja tak sobie radzę z blokadą pisarską i tak, wiem, że nie jest to najlepsze wyjście. Ups, no trudno.
Ostatnie załamanie nerwowe miałam kilka tygodni temu, kiedy przez trzy godzinie płakałam mamie mówiąc, że nie jestem pisarzem, jestem do dupy, wszystko jest do dupy i słowa już do mnie nie mówią. Teraz mówią i to za dużo, a ja nie mam czasu na spisanie wszystkiego do końca, bo przed dopisaniem ostatniego paragrafu jednej historii pojawia się nagle kolejny pomysł, który zaczynam zapisywać, aby nie uciekł, więc tracę wątek w pierwszym pomyśle, i tak w kółko. Ups, bywa i tak - jakby to powiedział Kurt Voonegut.
Kurwa, pada a ja muszę iść zaraz do pracy. Vivat Anglia.

środa, 7 czerwca 2017

Polscy studenci z UK pokazują, w jakich warunkach mieszkają - moj artykul na Vice Polska

Photo by: desh. - Marta w swoim pokoju





















Slowem wstepu - dalej nie mam internetu a cudowne komputery w bibliotece uniwersyteckiej odmawiaja wspolpracy jesli chodzi o pisownie polskich znakow. Dlatego ten post bedzie wygladal jakby byl pisany przez idote, ktorego nie obchodzi roznica pomiedzy tym czy robi komus laske czy laske - bez znakow polskich nawet to nie wyglada dobrze, ale mam nadzieje, ze szare komorki podpowiedza wam sens tego zdania.
Od kilku miesiecy staralam sie o roznorodne publikacje - docenilam czas wolny pomiedzy praca i zajeciami i postanowilamn wziac sie za swoje artystyczmne portfolio. W pracy dziennikarza i pisarza jest to dosc waznym pubnktem jesli nie ma sie doswiadczenia w pracy - pozniej publikacje zdaja sie przychodzic do ceibie same, a jedyne co musisz zrobic to chciec i ciezko pracowac. Los sie do mnie usmiechnal w postaci wielu odpowiedzi od portali z poezja czy proza, ale najwiekszy usmiech na mojej twarzy wywolala odpowiedz od Vice Polska. Pewnego cudownego dnia w pracy, kiedy rozwarzalam wyskoczenie przez okno lub powieszenie sie na bzdryngolcu od maszyny do kawy przez glupote klientow dostalam maila. Po kilku tygodniach od wyslania zgloszenia na staz w Vice dostalam odpowiedz, w ktorej edytor zaproponowal mi napisanie artykulu na temat tego jak mieszkaja Polscy studenci w UK. Skakalam z radosci, kazdy kto mnie zna wie, ze moim marzeniem jest praca dla Vice (oraz magazynow modowych) i dostanie takiej szansy jest jak zlapanie pana Boga za nogi. Doslownie.
W skrocie - jaralam sie jak durna. No i po podrozach do Guildford i rozmow z ludzmi w Farnham powstal oto ten artykul, ktory zostal opublikowany na Vice 02go czerwca. Duma mnie rozpiera pomimo tego, ze bardzo duzo ludzi na facebook'u postanowilo napisac jak okropnie niezaradnych studentow do artykulu wybralam plus dopisanie, ze jest to stek bzdur.
Moi drodzy, pozwolcie, ze troszke sie odniose do tego, co niektorym czytelnikom sie nie podobalo i do tego wyjasnie po raz kolejny jak studia i zycie w UK wyglada.
Nie jest latwo - to tak na poczatku, ale nikt nie powiedzial nigdy, ze studia maja byc proste, mile i przyjemne. Wiekszosc z nas pracuje na part time w wymiarze do 30 godzin tygodniowo - wiecej przy dobrych studiach jest niemozliwoscia ze wzgledu na naklad pracy na kilka modulow. Nie ma juz czegos takiego jak maintenance grant dla studentow zagranicznych - to cudo i ratunek zostalo zniesione lata temu. Aktualnie przysl;uguje jedynie brytyjczykom oraz osobom z obywatelstwem brytyjskim. Koniec historii. W Surrey wiekszosc miejsc pracy oferuje studentom 6 funtow za godzine, oczywiscie da sie znalezc cos lepiej lub gorzej platnego, ale jest to kwestia szczescia lub pecha.
Racja jest, ze splaty kredytu studenckiego sie nie czuje, ale na pierwszym roku nie myslimy nawet o tym co bedzie za dwa lata, wiec komentarzy na ten temat nie rozumiem. Kazda osoba potrafiaca czytac ze zrozumieniem widzi, ze nikt z nas nie boi sie przyszlego splacania, bo nie mamy czego.
Pieniadze od rodzicow czasem na prawde potrafia uratowac tylek nie jednemu z nas. Na uczelni artystycznej mamy duzo wydatkow na rzeczy, ktore nie przydadza sie na przyklad studentom biologii a kosztuja cholendarne pieniadze - same szkicowniki czy specjalne olowki to jednak wydatek a przy codziennym rysowaniu to kasa w to wsiaka okropnie. Studenci prawa nie maja tak duzo czasu wolnego i trzeba jednak skuypic sie na nauce na pierwszym roku i jesli moga pomoc finansowa przez choc jeden rok od rodzicow otrzymac to nie widze w tym nic zlego lub niezaradnego.
Nie jest to tez utopijne pokazanie studiow w Anglii - tak wykladowcy to sami ludzie z pasja, ktorzy przelewaja swoje pasje na nas, nie jestesmy do niczego zmuszani, bo sami wybralismy takie studia, a nie inne, do tego placimy za to i owszem jestesmy w wiekszosci biednymi studentami z pozyczka na karku. Spojrzmy prawdzie w oczy - wiekszosc studentow na calym swiecie jest biedna, a pozyczki i jej splaty my nie bedziemy odczuwac w najmniejszym stopniu, czesc z nas nawet pewnie nie bedzie musiala jej splacac.
Studia w Anglii sa inwestycja, ale jest to inwestycja w przyszlosc. Daja one dyplom rozpoznawalny na swiecie w przypadku wielu uczelni - takich jak UCA, Surrey, Oxford czy Coventry (z ludzmi z tych wlasnie uczelni rozmawialam). Studiowanie ciagnie kase a dodatkowa praca zabiera czasem checi do zycia, ale wszyscy wiemy dlaczego to robimy.
Koncowym slowem dalej bez znakow polskich - kochani, research powinnien byc waszym kumplem, a najlepiej najlepszym przyjacielem. Dzieki niemu nie piszemy glupot w internecie. A juz serio mialam nadzieje, ze jestem idiotka, ktora nie wie jak dostac dodatkowa kase od rzadu brytyjskiego. Niestety mialam racje - jest to jak Bazyliszek - nieistniejaca legendarna postac.


Oczywiscie zapraszam do lektury - https://www.vice.com/pl/article/polscy-studenci-z-uk-pokazuja-w-jakich-warunkach-mieszkaja

niedziela, 28 maja 2017

Studia za granicą - pierwsze kroki

Wrzesień już za rogiem! Przynajmniej w takim sensie jeśli tak jak ja wakacje przeminą ci na pracy i ogólnym zapierdolu. Czynsz sam się nie opłaci... Long story short - pewnie duża część osób czytających tego discount bloga wybiera się już niedługo na studia za granicą. Uczenie się w innym kraju jest super zabawą, ale bywa też sporym szokiem kulturowym. Zaczynasz od nowa, tabula rasa i te klimaty. Warto jest choć w najmiejszym stopniu wiedzieć na co trzeba się psychicznie, fizycznie i bagażowo przygotować! Szybki disclaimer - moje rady bazuję typowo na swoich doświadczeniach po pierwszym roku studiów w UK, więc nie są one bardzo uniwersalne, ale patrzmy prawdzie odważnie w oczy - większość osób wyjeżdża na studia do Anglii, więc keep reading fam!
Przeprowadzka zajmuje czas i zjada pieniądze. W końcu postanowiłeś wyemigrować na wyspę na trzy lata i prawdopodobnie prócz tygodniowych wypadów do ojczyzny nie będziesz mieć wakacji w Polsce tak jak planujesz. Akademik dostaje się jedynie na rok w większości przypadków i później musisz zarobić na czynsz, depozyt, referencje co pożera czas i dużo, dużo kasy. Przygotuj się na to, że studia w Anglii to jedna wielka inwestycja, ale inwestycja w twoją przyszłość, więc chyba się opłaca, prawda?
Wiem, że brzmi to śmiesznie, ale spakuj wszystko co może ci się jakkolwiek przydać. Super rada, zdaję sobie z tego sprawę. Garnki, pościel, kołdra, poduszki, ręczniki, ubrania, zapas kosmetyków itp. Daj sobie czas na znalezienie produktów, które ci odpowiadają. Weź to co lubisz z Polski, żeby tuż po przyjeździe nie latać z dzikim wzrokiem po sklepach bo często nie znajdziesz tego co byś chciał w Boots czy Poundland.
Argos jest twoim nowym przyjacielem - sklep magia, masz tam wszystko i docenisz go bardzo na drugim roku jeśli twoja przyszła chata będzie bez mebli. No właśnie - mieszkania bez mebli na drugim roku studiów są koszmarem, więc lepiej zapłacić za dodatkkowy miesiąc kiedy jeszcze masz wszystko w akademiku i dzięki temu nie wylądujesz na lodzie bez wifi, mikrofalówki i łóżka.
Charity shops to twój kolejny przyjaciel - wszystkie, a szczególnie te, które mają stanowisko za funta - można tam znaleźć prawdziwe ubraniowe perełki za małą kasę, a wiadmo, że każdy z nas czasem chce kupić sobie kolejny czarny sweter. W charity shops znalazłam też sztućce i tanie naczynia, poza tym są też takie, które sprzedają meble, więc pamiętaj - PRZYJACIEL!
Nie próbuj ciągnąć ze sobą wszytkiego z Polski czy skądkolwiek jedziesz. Wiem, że powiedzialam wcześniej, że lepiej wziąć więcej rzeczy, ale są takie przypadki, że możesz się bez nich obejść. Jeśli jedziesz studiować w szkole artystycznej, uwierz mi, nie potrzebujesz swoich wszystkich ołówków i pasteli - nie będziesz mieszkać na pustynii, są tu sklepy w których możesz kupić te same rzeczy za przystępną ceną, a prócz tego dużo z nich oferuje uniwersytet. Przed przyjazdem zrób dobry research pod względem tego, co możesz znaleźć już na miesjcu.
Karta do telefonu - inwestycja lotniskowa. Nie czekaj na to, że dostaniesz ją od uniwersytetu - większość uniwerków daje kartę telefoniczną studentom zza granicy jeśli mieszkają w akademikach, ale nie jest ona z najlepszej sieci. Najczęściej jest to sieć, która ooferuje tanie karty sim a później wydasz miliony na doładowania. Ja używam EE i jestem z tej sieci bardzo zadowolona - za 15 funtów miesięcznie mam nielimitowane smsy, 500 minut i 5GB internetu. Do tego co trzy miesiące możesz wybrać Boost, czyli co chcesz dorzucić do swojej oferty za staż - 500MB albo 100 minut.
Pranie to koszmar - circuit cards same się gubią, aby je doładować potrzeba konta bankowego, a jak nie pilnujesz czasu prania (wszyscy na kampusie cię nienawidzą) twoje ubrania mogą skończyć na brudnej i pełnej zarazków podłodze. Fuj. Pralki i suszarki też nie należą do najczystszych rzeczy w akademikach...
No właśnie konto bankowe - na początku nieźle się naszukałam odpowiedniego konta bankowego, więc mogę wam oszczędzić całego zachodu. Barclays jest przyjazny dla studentów zza granicy - to czego potrzebujecie to potwierdzenie zamieszkania w UK, list od uniwersytetu potwierdzający wasz status studenta i paszport. Easy as that. Konto studenckie jest bezpłatne! Lloyds też oferuje konta bankowe dla studentów, ale co miesiąc za posiadanie tego cuda płacisz 5 funta. Nie jest to majątek, ale za to możesz kupić sobie frytki, dużo frytek... HSBC oferuje transfer twojego konta na konto brytyjskie, więc też wydaje się być dobrą opcją dla posiadaczy konta w innym kraju. Nie wiem, nie sprawdzałam, jestem wierna Barclay'owi.
Przeprowadzka to jeden wielki ból i uprzykrzenie życia, ale później jest tylko lepiej. O ile nie mieszkasz w Surrey, które jest jednym z najdroższych księstw w UK.... No i oczywiście jeśli miasto, w którym studiujesz jest przyjazne studentowi i nie przeeraża ludzi fakt, że to tyyyyyyyy student uniwerka artystycznego, marchewko broń, toć to dziwak.

sobota, 6 maja 2017

Czego czasem nie lubię w UCA?






Studiowanie na uczelni artystycznej jest cudowną opcją, jednak przychodzą takie dni kiedy zastanawiam się nad tym, czy nie rzucić tego wszystkiego i nie pojechać w Bieszczady... albo Zakopane?
UCA jest cudownym miejscem, w którym każdy młody artysta ma duże pole do rozwoju... no właśnie! Zero teorii, brak egzaminów i nie ma kartkówek... Brzmi jak sen, prawda? Nie dla każdego. Jako mały kujon uwielbiam się uczyć, siedzieć z nosem w ksążkach i patrzeć na teorię...wszystkiego... Wiem, może to moja wina i powinnam pójść jednak na tę medycynę po klasie dwujęzycznej. Ups, straciłam swoje pięć minut. Nie myślałam, że kiedykolwiek to powiem, ale w c...zęści dość dużej brakuje mi tego stresu przed egzaminami. A no i oczywiście moja dyrektorka miała może rację mówiąc, że zamiast pisać wierszyki powinnam pójść na prawdziwe studia (czyt. medycynę).
Wszystkko to jest zastąpił jednak stres przed zasubmitowaniem portfolio! Oj tak moi dordzy, doskonale już wiem czym jest blokada pisarska, płakanie przed lapotem też nie jest mi obce, aktualnie jest to najczęstsza czynność wykonywana przeze mnie każdego dnia! Nie ma nic gorszego niż patrzenie się na pustą kartkę mojego notatnika i myślenie nad tym jak mam zdać ten semestr nie wiedząc o czym chcę napisać. Wymagana jest od nas wena 24/h 7 dni w tygodniu. A ja czasem chcę po prostu spać, albo poczytać książkę, pouczyć się, bo nie wiem co napisać i dotyka mnie weltschmerz i inne rzeczy z tej dziedziny...
Rozumiem, że musimy jakoś dogadywać się z innymi kursami ale k...rzywa mątwa! Jeśli jeszcze raz ktoś wysmaruje pół holu nutellą nazywając to 'modern art' to zwrócę śniadanie na środku tego dzieła. Nie chcę też po raz setny jednego dnia słuchac krzyków z sali teatralnej kiedy przyszli aktorzy próbują odegrać kolejną scenę zainspirowaną Tarantino i serce mnie boli patrząc na drukarki przywiercone do sufitu. Ale cóż, przecież to sztuka. Nie obchodzi mnie to, że przyszli architekci potrzebują stołu przy którym jem swoje śniadanie i nie koniecznie chcę patrzeć na kolejną animację studnetów. Brakuje mi czasem normalności, wytchnienia, chwili kiedy na korytarzu jest cicho i nie ma czegoś takiego jak 'sala płaczu'. Czasem chciałabym usiąść w ciszy przed komputerem szukając odpowiedzi na pytania do testu i pomartwić się trochę zaliczeniami. W zamian jednak piszę codziennie haiku i zastanawiam się nad tym kogo jeszcze w tej mieścinie nie złapałam na jednych z naszych sond ulicznych.
Tak bardzo jak tęsknię za normalnością i stabilizacją na studiach, zwykłą przewidywalnością i spokojem to... nie potrafiłabym studiować na normalnym uniwersytecie bez wykładowców z włosami w każdym kolorze tęczy i większą ilością kolczyków na twarzy niż da się policzyć. Nie potrafiłabym wrócić do zakuwania przez kilka dni na jedną sesję i pisania wypracowań. Żadna uczelnia nie jest idealna i zawsze studenci będą narzekać na wszystko co się da. Choć przebywanie w miejscu, które jest tak inne od wszystkich, gdzie zamiast testów piszemy raporty zagrożeń przed wyjściem na zajęcia w terenie, a studenci zamiast podręczników noszą ze sobą aparaty analogowe i wielkie mikrofony, gdzie podczas drugiego śniadania siedzimy w centrum spektaklu, bądź planowania nowej budowli. I czasem odwiedzając znajome na innych, normalnych uniwersytetach widzę jak bardzo brak byłoby mi nawet tej nutelli na ścianie i płaczu w pokoju ze świeczkami zapachowymi.
Jesteśmy inni, wszyscy a także każdy z nas jest taki sam jak inni, bo poznając tyle barwnych (czasem dosłownie) osób widzę, że nie ważne jest nic więcej niż charakter. Bez względu na to czy na życie zarabiasz robiąc filmy, animując kolejny lipsync, pisząc smutne wiersze, malując martwą naturę, tańcząc, lecząc ludzi, będąc prawnikiem, nauczycielem czy politykiem to na koniec dnia wszyscy jesteśmy po prostu zmęczeni.

Viva la Creative Universities - we are all weird in here. 

środa, 12 kwietnia 2017

I'm fuc*ing 20

That's right lads, I've just turned 20 and you know what? I'm pretty amazed looking at things I've achieved so far. Although I woke up thinking - shit, it flew so fast, if another 20 will flow so quickly then one day I'll just wake up being 40. Which is not as bad as it may sound - maybe I'll finally know who I am and what the fuk I'm doing with my life...
But hey, looking back at things and all of the amazing memories - I'm amazed and I'm truly blessed to be where I am right now at this point of life. 
Zdjęcie użytkownika Monika Ewa Piotras.I was an ambitious kid since I can remember. It doesn't matter what it was about - I just always wanted to be the best - I know it's pretty fucked up, but at the same time thanks to that by the age of six I could write and speak in three languages - Polish, English and Swedish - unfortunately, I ended up not continuing my journey with Swedish so now apart from Jag hetter Monika I can't say anything else. Well - shit. I could also count and I dealt like a boss with simple mathematical equations. During my early stages of education, I started to learn German and I found out that history is the thing that I love. The writing was right by my side at every stage of my life, but back then when I was 13 I didn't know that this is the thing, yeah, THE thing that I want to do every day, every second of my adult life. I just knew that I like doing that but I was pretty damn sure that in the future I want to be a lawyer. Well, although I'm pretty good at proving my point I'm also pretty fucking lazy (and I swear a lot). I know that if I had decided to study law I would manage to do my best, but would I be happy? Not really. It consumes so much time that I'd rather spend reading, taking pictures or writing...
So here I am - studying journalism and creative writing in the UK and even Brexit can't get rid of me, I hope.
Zdjęcie użytkownika Anastasia Vishnevskaya.When I was a teenager my mom showed me a great part of the world and at the same time, she helped me to develop another passion, right next to learning languages and dancing. Travelling has always been a huge part of my life and after I started modeling I was sure that sitting in one place for the rest of my life is just not for me... Thanks to that I know also that writing and photography are the things that will be the main part of my future as they are now. If someone ever tells you that your passion can't be your job - they are lying! If you try hard enough and pursue to make your dreams come true, you'll make it one day and they can stare at you with their jaws on the floor. Prove them wrong. You do you boo! Even if sometimes it means to make a lot of mistakes and learn everything the hard way - hey, it's your way and that's the most important thing in life, to do everything as you want to.
Zdjęcie użytkownika Sophie Jo.I'm blessed having the most amazing mother in the whole world and I could never wish for any better. Thanks to this amazing woman I achieved so much. Every time when I wanted to give up and stop doing things that I love, because, fuck, it's so hard sometimes and you start to question if it is even worth the shit you have to go through. She was always there for me and she still is right by my side telling me to go for it and don't care about people's opinions because they are not in my body so how they can know what's best for me? Mom, thank you for being my angel who is always there to laugh, cry, scream, travel, run, eat and diet with me. I love you to the moon and back and to the moon and back and to the moon and back and to the moon and back and to the moon...
Zdjęcie użytkownika Karolina Zgutczyńska.20 years of my life were rough, I started up as a small, shy fetus. I was bullied, I bullied others (I'm not proud of this one, but we all make mistakes), I was obsessing about that boy who up till now has no idea about my existence, I had no friends, then I had a bunch of friends. I was traveling, missing my home, finding a home from home, making amazing memories, riding a motorbike without a license, I got my first piercings and tattoos and I started to figure out what the heck life is about. I'm still not sure if I know exactly what's up, but at least I'm trying... Although I keep learning everything the hard way, maybe just because that I'm dyslexic.

środa, 5 kwietnia 2017

Poetry #1

As a typical creative writing (and journalism!) student I decided to start posting bits of stuff that I write in my spare time. Some of them are better than others but hey, writing poems after midnight is not as easy so... don't be so fast to judge mate! Here are some bits and ppipeces that I've recently put together from free writing sessions that we used to have those past terms. Enjoy!


sobota, 11 lutego 2017

Ramona Mag Publication! 'Liars'



GUUUYS! My piece got published at Ramona Magazine! To check out their page - click - here. And I hope you enjoy reading it. Cheers!

Liars


Writing by Monyca Piter // Photograph by Olivia Dileo
I didn’t want him to leave. I was slowly examining every part of his face. One by one. Touching every spot, each mole, his thin cheeks, red marks. Trying to memorise as much as I possibly could. Blonde hair fell on his pale skin hiding few pimples.  He was lying on my lap looking at me with those big green eyes, the same way as he did when we first met. His eyes were filled with happiness back then, not watering, not looking away. He didn’t realise that I was already missing him terribly. I was scared that he would do something stupid. Well… I knew that he was not one of those guys making smart decisions. Twenty-five years old, but behaving like a kid.
I kissed the red, heart-like mark on his forehead and looked at him smiling. He was holding my hand. Slowly pressed my palm to his mouth at the same time showing “always&forever M2” on his wrist. The tattoo he got few nights ago. I told him that was stupid of him to mark his body for his entire life just because of a girl he met in a store, but now I felt happy about that. A quick sigh escaped from my lungs. I was sad. My heart got stumped with millions of needles at the same time. Slowly falling apart, drifting away from each other and neither of us could do anything about it. I bit my lip trying to say something, but remained silent. It was so quiet, almost calm. His eyes closed. Looking so vulnerable, so innocent. I knew it. No-one had to tell me about it, explain it or translate into another language. He knew it as well.
We had spent a wonderful three months lying to each other. Living an illusion that would soon disappear. Just like him. I wouldn’t visit him in Malaysia, he wouldn’t stay with me. We wouldn’t be able to call ourselves a family, he wouldn’t be the father of my kids. We would never settle down. Maybe we would meet one day. Different. Being strangers to each other, knowing so much about ourselves. Hugging instead of casual greeting, getting to the same club as we used to, he would introduce me to his new girlfriend secretly gazing if I still had that ring. I would smile seeing a little tattoo on his wrist, which used to mean so much. We would talk about those few years when we were not keeping in touch, maybe we would even go out together. Just the two of us. Just like old, good friends trying to catch up after months. And again I would laugh at his jokes. But in the end he would not be the one on whose lap I would be sitting on in a pub. He would not get my name tattooed on his forearm, nor would I be the one kissed on the forehead by him. I wouldn’t dance with him, he wouldn’t say anything about how nice I was looking. I knew it and I was also sure that it had to be like that. Was I about to do anything with it? No. Nobody is able to stop the time running away from us, I didn’t want to hold even a single minute of those months. Trying to remember only good things about him.
Everything has its end. Ours came way too soon. In a month time I would be in Taipei, while he was moving to Shanghai. Meeting new people, making bad decisions, falling in love one more time, even though he was so sure that I was the one. Just as he came to my life, quickly, without saying a thing, not asking for permission, he would disappear the same way. Leaving me in an empty kitchen sitting on an old, dirty sofa that once used to be brown. Saying how much he loved me, that I was the one and would always be. Kiss my forehead and leave. What about me? I would stay and not even a single tear would go down my cheeks. I would not feel sad or alone. Nothing would change. Next morning he would seem so distant to me, as if he never existed, as if we never met. Only once would I sit alone crying, wondering if I should call him, to ask if he was alright. But I wouldn’t do that. Maybe one day I would forget about that handsome, charming guy who could always cheer me up. After years I would probably forget his name. Not saying hello when seeing each other in a public place. Remembering would be just too painful, too many lies had been told already, we didn’t need more of them.
I touched his neck, slowly sliding my finger towards his chest. I could feel his breath on my cheek. Slow and controlled. I had enough. Somebody had to stop this, end the illusion. I stared at his luggage for a minute, then I got up and briskly came to the doors. That was it, it was his time to go and to never come back. He got his bags and came to me. My hair was stuck between his fingers. My breath stopped for a second. Sudden warmth came through my body one last time. His eyes reminded me of flooded meadows. No flowers could be rescued. Not this time. And then… there was just an echo, old, dirty sofa, broken microwave and a cup of unfinished coffee. Still warm. It seemed to be so empty although the room was filled with furniture and electrical equipment. My heart broke into thousands of pieces. He left me. Quick. Quiet. Without any sign of regret. Without a single word. He left me and we were supposed to never see each other again.
(Visited 21 times, 1 visits today)

Monyca Piter

Monyca Piter is almost not a teenager, but desperately avoiding being called an adult. As an aspiring writer and journalist, she studies journalism and creative writing in England. Blogger, (time) traveller, model, daughter and a dog person. Tea lover and coffee addict trying to find the best way to live, not just exist. Pierced and inked, fluent speaker in 3 languages. You can find more of her creative work at her blog – www.make-it-to-the-top.blogspot.co.uk
(Visited 381 times, 23 visits today)

Olivia Dileo

Olivia Dileo is 17 and lives near Rome, Italy. She recently started to be fascinated by photography; she loves the fact that sentiments are stuck inside photographs. Check out her work here.
(Visited 1,512 times, 10 visits today)

sobota, 4 lutego 2017

Why only "white" is perceived as beautiful - portrayal of race in media.


Considering the portrayal of beauty in the contemporary media we can easily spot one major problem. If someone is beautiful, the person, according to media, must be white. In this blogpost, I will critically discuss the images of black women in media considering adverts, which are nowadays a huge part of our everyday life and media content as well. 


Representation of race in media consists of pretty much the same stereotypes as those in the gender portrayal.  This is visible considering, for example, various commercials, which show that white women are somehow superior to black, but both of them are perceived as sex-objects, or they spend their whole life in the kitchen. 



Although multiple examples can be given I'll focus on one advert, which is a pure definition of a racist portrayal in the contemporary media. PSP billboard, which caused a lot of controversy in America. Thanks to the public, it wasn't widely published. On the black billboard, we can see a white woman in the center of it aggressively looking at the black woman, who is almost invisible on the billboard. The white woman grabs black woman’s face (or rather tries to squeeze it?).



According to the Oxford Dictionary racism is "the belief that all members of each race possess characteristics, abilities, or qualities specific to that race, especially so as to distinguish it as inferior or superior to another race or races.". The accuracy of this definition considering this ad is huge. The white woman is superior, she represents something better, innovative and desired.

Bell Hooks argues that in the broad media spectrum people perceive as feminine only women who are white, so in order to achieve the idealized standard of beauty one can go to great lengths... 

According to Abhik Roy (2005) commercials glorifying fair complexion upheld the elitist aesthetic that only woman with light skin can be classified as part of the upper-class as the skin reflects her aristocratic fragility. So just like in this ad – white means better.




Fiske claims that white part of the population regards other ethnicities, especially black people, not only as worse race, but also as a threatening one to the perfect, white world order.


Some people claim that there is no such thing as the "white privilege", but when we consider produced images of a race all over the media we can see how the portrayal of different ethnicities varies and somehow still, always the white person is the supreme one. 



Looking at that PSP billboard one can easily notice the misrepresentation of race, how one ethnicity is shown to be superior to other. As we almost can’t see the black women it seems that she’s not important.  
My example shows not only how black people are portrayed in the contemporary media, but also it shows how the images like that are being consumed in our times. People start to see how ads, movies, cartoons or tv-series are racist and they start to speak up. Thanks to others defending the equality we will soon be able to live in the world without controversies around ethnic groups. There’s just one race in world and it’s the human race.

If you are interested in TOP 10 most racist ads of the modern era - CLICK HERE. 

Bibliography:
1) Dyer R. 1997: White. London and New York, Routledge
2) Fiske J. 1994: Media matters: everyday culture and political change. Minneapolis, MN and London: University of Minnesota Press, in UK distributed by UCL Press
3) Hooks B. 1992: Black looks race and representation. Boston, MA, South End Press
4) Roy A. 2005: The 'male gaze' in Indian Television Commercials: A Rhetorical Analysis. Lanham, Boulder, New York, Toronto, Oxford,  University Press of America.





















































.