środa, 3 stycznia 2018

Podsumowanie mojego 2k17 trochę muzyczne

Ahhhhhh 2k17 dobiegł końca i mimo tego, że w grudniu nie mogłam powstrzymać ekscytacji w związku z faktem, że wszystko już się konczy powoli, to jednak ta siedemnastka nie była aż tak pechowa jak myślałam o niej w grudniowe wieczory. Dla udowodnienia tego, tak na prawdę bardziej samej sobie niż ludziom wokół mnie postanowiłam zrobić mały recap mojego roku. Do każdego miesiąca dołączę też piosenkę, która kojarzy mi się z danym miesiącem, albo jednym wydarzeniem miesiąca. Enjoy, jak zwykle.

STYCZEŃ
Początek 2k17 był dla mnie dość trudnym, ze względu na to co stało się u mnie w grudniu 2k16, ale mimo tego weszłam do nowego roku z pewnym optymizmem, chociaż bardzo myślałam nad rzuceniem studiów, lub chociaż transferem do Londynu. Nienawidziłam środowego modułu w zeszłym roku akademickim i wykładowczyni mnie dobijała na każdym kroku, ale jakoś wszystko przetrwałam. Wzrosła mi troszkę samoocena i zaczęłam rozumieć co tak na prawdę chcę robić w życiu. Do tego dalej duma mnie rozpierała patrząc na moje nowe tatuaże. Pracowałam dalej jako baristka, poszerzyłam swoją wiedzę o kawie i nawet jest to przydatne w moim aktualnym życiu. Do tego byłam już dumną autorką po pierwszej publikacji. I zaczęłam obsesyjnie słuchać The Kooks.

LUTY
Tyle ile pracowałam w lutym to chyba nigdy jeszcze mi się nie zdarzyło. Cały miesiąc zajęłam sobie zajęciami dodatkowymi na uczelnię i trochę oddaliłam się od znajomych. Godzinami przesiadywałam w pokoju lub bibliotece czytając. Szczerze - nie żałuję. Możliwe, ży było to spodowane moją małą obsesją pod tytułem "chcę wrócić do modelingu, chcę na kontrakt, nie chccę tu być", ale przyniosło to same dobre efekty.
MARZEC
Ten miesiąc nie był jakiś cudowny jeśli weźmiemy pod uwagę do czego doprowadził, ale akurat wtedy nic jakoś konkretniej mi nie przeszkadzało. Po raz pierwszy spotkałam się z chłopakiem, którego poznałam online, ha tak na instagramie, i bardzo dobrze spędząło mi się z nim czas. Wróciłam do obsesyjnego słuchania arktycznych małp, co było jego zasługą, bo jak dobrze pamiętam to jest to nadal jeden z jego ulubionych zespołów. Chodziłam na koncerty i wróciłam do starej siebie. Niestety wszystko potem poszło się jebać, trochę z mojej winy, trochę z jego. Ale mimo wszystko, trochę umilił mi marzec i kilka kolejnych miesięcy. A, do tego dowiedziałam się, że większa część z moich wykładowców odchodzi i nie będzie mnie uczyć na drugim, czy trzecim roku, co trochę dobiło mój rok, bardzo dużo ludzi odeszło, lub zmieniło kierunek, w tym jedna z moich koleżanek. No cóż, bywa i tak.
KWIECIEŃ
Skończyłam dwadzieścia lat i miałam z tego powodu troszkę depresję, ale czasu nie zatrzymam. Zdałam sobie sprawę z tego, jak dużo osiągnełam, jak bardzo dorosłam i jak samodzielna się stałam, co w moim przypadku jest dużym osiągnięciem, bo nie myślałam, że wyjazd do innego kraju może mi aż tyle dać, bo nigdy coś takiego tak dużego wpływu na mnie nie miało. Zaczęłam pisać więcej poezji i stresować się przed przeprowadzką i końcem pierwszego roku bo był to dla mnie ogromny przełom. Zaczęłam też szukać nowej pracy, bo tak jak ja nienawidziłam mojego szefa... Ło masakra.
 MAJ
Znalazłam nową pracę, którą uwielbam nad życie. Wróciłam do kelnerowania i w sumie sprawia mi to przyjemność, choć dużo narzekam. Zaczęłam poznawać się na marcowym chłopaku, co troszkę mnie dobiło i nie wiedziałam co ze sobą zrobić. Dużo o tym pisałam i sama siebie wkopywałam w dołek. Ale zdobyłam też kolejną publikację, nad którą bardzo długo pracowałam i w kolejnych miesiącach mój cały świat się obracał wokół artykułu, który został później opublikowany na VICE Polska. Do tego przeszłam przez przeprowadzkę mamy do UK co bardzo pomogło mi z wyskrobania się z psychicznej czarnej dziury.
CZERWIEC
Odeszłam z pracy baristki i miałam dość duże problemy z byłym szefem. Zamknęłam się w swoim świecie i codziennie pracowałam. Nie miałam na nic ochotę, dużo czytałam i pisałam i pod tym znakiem upłynęły mi całe wakacje. Próbowałam zerwać kontakt z marcowym ziomeczkiem, który bardzo źle wpływał na moje samopoczucie i do końca tego roku słabo mi się odcięcie od niego udawało, ale w końcu - achsukces.

LIPIEC
W lipcu dalej pracowałam, i w sumie nic specjalnego się nie wydarzyło, prócz dużych zmian wewnętrznych i zrozumienia samej siebie, Przechodizłam po raz pierwszy w życiu przez jakiś kryzys młodzieńczy i było to swego rodzaju interesujące. Ale też przez długi czas myślałam, że zaraz chyba z mostu skocz, bo miałam wrażenie, że wszystko czego się nie dotkę to się zawali.

SIERPIEŃ
Znowu włączyło mi się narzekanie na studia i próba zmiana uniwerka, ale po przemyśleniu stwierdziłam, że nie ma to większego sensu, bo straciłabym pracę, którą uwielbiam i byłabym daleko od znajomych, którzy są dla mnie dużym wsparciem. Ale co swoje straciłam myśląc o takiej opcji to moje. Powoli wracałam do życia towarzyskiego, czyli częściej wychodziłam z pokoju i w sumie to tyle.
WRZESIEŃ
Wróciłam na uniwerek, rozpoczęłam drugi rok i wbrew swojej woli zostałam reprezentantem mojego roku. No trudno. Podczas tygodnia dla pierwszaków bawiłam się jak fresher. Zaprzyjaźniłam się z chłopakiem, którego nienawidziłam podczas pierwszego roku, a później musiałam zręcznie wywinąć się z sytuacji, w której mój przyjaciel próbował się ze mną umówić, co wyszło mi bardzo niezręcznie i tak jakby powtórzyłam sytuację z gimnazjum, ale cóż, bywa i tak.
PAŹDZIERNIK
Próba odcięcia się od ziomeczka dlaej trwała, a do tego doszła mi drama z przyjacielem i nie było za ciekawie. Przypominały mi się codziennie moje błędy z imionami z tego roku, które mogę podsumować faktem, że chyba miałam dziwną obsesję z imionami na literę J. Na szczęście mi przeszło. Zrobiłam sobie piąty tatuaż i uwielbiam go ponad wszystko, zmianiłam trochę patrzenie na życie i naukę, znalazłam kierunek, który chcę zrobić na magisterkę i wszystko powoli zaczęło się układać. Ale bardzo powoli.
LISTOPAD
Wszystko byłoby okej, gdyby nie fakt, że znów zaczęłam rozmawiać z osobą, która powinna być poza jakimkolwiek zasięgiem mojego zainteresowania. Mianowicie kumpel człowieka, od którego tak długo próbowałam się odciąć. Zaczęłam świrować i to nie na żarty a do tego doszły mi moje deadline'y i... żyłam w ogólnym syfie, mój pokój odzwierciedlał mój stan emocjonalny.
GRUDZIEŃ
Wszystko było mega dużym bałaganem, ale wyszłam z tego cało. O dziwo. I tylko listopadowe wypadki siedziały mi w głowie i fakt, że trochę będę musiałą wyhamować z moją obsesją. Spędziłam około tydzień u mamy w innym mieście, co pozwoliło mi się uspokoić i wejść z kieliszkiem wina w ręku w nowy rok, który zapowiada się być pełnym wydarzeń, jeśli wierzyć wróżbom noworocznym. I choć trochę zamieszana w tym co czuję i myślę, to z optymizmem i tym razem trochę poturbowana wchodzę w nowy rok. Oby był lepszy.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz


Każdy komentarz jest dla mnie ogromną motywacją do dalszych działań!!
Zostaw link do swojego bloga - na pewno go odwiedzę :)