Historia Danuty Siedzikówny ps."Inka", młodej, odważnej nastolatki, odpowiedzialnej kobiety, posłusznego żołnierza, dziewczyny wyklętej. Praca nagrodzona pierwszym miejscem podczas corocznych trójmiejskich obchodów dni Żołnierzy Wyklętych.
Było ich ponad
180 tysięcy. W ostatnich dniach wojny na terenie Polski udział w
działaniach partyzanckich antykomunistycznych brało około 80
tysięcy. Ostatni z nich – Józef Franczak ps. „Lalek” z
oddziału kpt. Zdzisława Brońskiego „Uskoka” zginął w obławie
pod Piaskami. Miało to miejsce osiemnaście lat po wojnie. Ginęli w
imię polskości. Stawiali opór sowietyzacji Polski,
podporządkowaniu jej ZSRR, toczyli bój ze służbami
komunistycznymi. Stworzyli niepodległościowy ruch partyzancki.
Wyklęci, niezłomni, zapomniani, starci z kart historii. Żołnierze
Wyklęci. W świecie brutalności, codziennej walki o przetrwanie, o
lepszą, polską, Polskę, ukrywania się i ciągłego strachu, w
świecie zdominowanym przez mężczyzn dużą rolę odgrywały
kobiety.
Danuta Siedzikówna - „Inka”.
Urodziła się 3 września 1928 roku w Głuszczewinie, koło Narewki
na Podlasiu. Jej ojciec – Wacław Siedzik - był leśniczym w
Olchówce, w 1940 roku został wywieziony podczas pierwszej wielkiej
wywózki mieszkańców Kresów na Wschód przez Sowietów. Udało mu
się stamtąd przedostać do nowo formowanej armii Andersa, trzy lata
później zmarł. Mama Danuty - Eugenia Tymińska została
zamordowana przez Gestapo w lesie pod Białymstokiem w 1943 roku za
współpracę z polskim podziemiem. Miała dwie siostry – Wiesławę
oraz Irenę. Uczyła się wraz z siostrą w szkole powszechnej w
Narewce, to w niej poznaje Inkę, dziewczynę, która stała się
inspiracją pseudonimu Danki. Grała na gitarze, śpiewała w chórze
kościoła parafialnego, jeździła konno, bawiła się z
rówieśnikami. Dorastanie, poznawanie siebie i odkrywanie świata w
brutalny sposób przerwała jej wojna. Dwa dni przed jedenastymi
urodzinami Danuty, w piątek, o godzinie 4:45 niemiecki pancernik
szkolny „Schleswig-Holstein” rozpoczął ostrzał Westerplatte,
Wojskowej Składnicy Tranzytowej na terenie Wolnego Miasta Gdańska.
Młoda Danuta nie zdawała sobie jeszcze wtedy sprawy, jaki wpływ
będzie to miało na jej przyszłość.
Po aresztowaniu matki dziewczynki
zostały pod opieką babci. Danka z babcią i siostrami ostatni raz
zobaczyły Eugenię, która przebywała w więzieniu w Białymstoku.
Pobita, opuchła, zmaltretowana przez Niemców kobieta sprzątała
podwórze, powoli, wykonując swą pracę podeszła do dziewczynek
czekających przy bramie. To tam po raz ostatni powiedziały matce,
że ją kochają. Eugenia zdawała sobie sprawę, że jest to
pożegnalne spotkanie. Próbowała dodać swoim dzieciom otuchy,
prosiła, aby były dzielne, posłuszne babci. „Wojna nie będzie
trwała wiecznie” - mówiła. Widok pobitej, bezzębnej, skatowanej
przez Niemców matki towarzyszył Danucie przez cały okres wojny.
Dwunastolatka pragnęła pomścić ukochaną mamę. Ostatnim śladem
życia Eugenii był gryps – strzęp karteczki od nabożeństwa -
„Szczęśliwy i nie zna kaźni, kto w Pańskiej żyje bojaźni.
Najmilsza jemu jest droga iść według przykazań Boga”. Kilka dni
po piętnastych urodzinach Danuty w lesie pod Białymstokiem
rozstrzelano Eugenię Siedzik.
Wstąpienie do Armii Krajowej
nastąpiło po zamordowaniu przez Gestapo matki Danki. Miała
zaledwie piętnaście lat kładąc swe ręce wraz z młodszą siostrą
Wiesławą na święty Krzyż, znak męki i Zbawienia w obliczu Boga
Wszechmogącego i Najświętszej Marii Panny Królowej Korony
Polskiej. Przysięgały być wierne swej Ojczyźnie, Rzeczpospolitej
Polskiej, stać nieugięcie na straży Jej honoru i walczyć ze
wszystkich sił, aż do ofiary ich życia. Obiecały bezwzględne
posłuszeństwo Prezydentowi Rzeczpospolitej i rozkazom Naczelnego
Wodza oraz wyznaczonemu przezeń dowódcy Armii Krajowej, a także
dochowania tajemnicy niezłomnie, cokolwiek by ich spotkać miało.
Po odbyciu szkolenia medycznego Danuta Siedzikówna została
sanitariuszką czwartego szwadronu odtworzonej na Białostocczyźnie
5 Wileńskiej Brygady AK, zwanej także jako „Brygada Śmierci”.
Przyjęła pseudonim „Inka”. Jako sanitariuszka podjęła służbę
w oddziale „Konusa”, później pracowała w szwadronach
porucznika Jana Mazura „Piasta”, porucznika Mariana Plucińskiego
„Mścisława”, a także porucznika Leona Beynara „Nowiny”. Po
rozpuszczeniu oddziału przez mjr „Łupaszko” do cywila wszyscy
musieli się ukrywać. UB było na jej tropie. Komuniści
aresztowali Wiesławę, starszą siostrę Inki. Nie ona jednak była
ich celem, ponieważ szybko zwolnili ją z aresztu, mieli nadzieję,
że ta doprowadzi ich do młodszej siostry.
Dankę ukrył jej ojciec chrzestny –
Stefan Obuchowicz, leśniczy. Dzięki niemu dostała pracę w
leśnictwie Miłomłyn niedaleko Ostródy. Dziewczyna przez kilka
miesięcy wiodła spokojne, normalne życie. W 1946 roku dowódca
jednego ze szwadronów „Łupaszki” - podporucznik Zdzisław
Badocha „Żelazny” nawiązał kontakt z Danutą. Powróciła
„Inka”. Zaczęła brać udział w akcjach. Wraz z „Żelaznym”
i żołnierzami jeździła na likwidacje funkcjonariuszy NKWD i UB.
Była ich świadkiem, nigdy uczestnikiem. Słyszała, jak partyzanci
krzyczą do ubeków, by błagali o życie. Jeździła czasem całymi
dniami po wsiach, nerwowo poprawiała swój malutki pistolecik
przypięty do pasa, sprawdzała, czy w razie poniesienia rany ma
wszystko, czego potrzeba do opatrzenia żołnierza.
Tymczasem lasy na Pomorzu były
przeszukiwane przez grupy bojowe wojska i milicji wsparte oddziałami
NKWD i ludźmi z UB. Oddział „Żelaznego”, w którym była
Danusia rozbroił liczne posterunki MO, siedzibę UB i ponownie stał
się partyzanckim oddziałem pieszym. Porzucili ciężarówkę i
błąkali się po leśnych ścieżkach i bezdrożach w celu zgubienia
potencjalnej pogoni. Szczególną opieką obdarzał „Inkę”
„Mercedes”. Chłopak ten zawsze pomagał jej w trudnych chwilach.
„Żelazny” w 1946 roku został
ranny podczas obławy UB, gdy wraz z oddziałem odpoczywał w
wiejskim domu. Znalazł ich oddział NKWD wsparty ludźmi z UB. Nikt
nie został postrzelony, prócz dowódcy. Kula trafiła w jego
obojczyk. „Inka” opatrzyła mu ranę. Wzięci do niewoli
komuniści zostali rozstrzelani za wiejską stodołą. Danka
wzdrygnęła się słysząc odgłosy strzałów oddanych przez
„łupaszkowców”. Zastępcą Zdzisława Badochy był sierżant
Olgierd Christa „Leszek”.
„Inka” chciała pomóc każdemu,
kto był ranny. Bandaże dawała także komunistom, milicjantom.
„Niech Bóg da zdrowie” szeptała. Nie widziała nigdy różnicy
pomiędzy ludźmi, uważała, że pomagając im, nie robi nic złego.
Nie przejmowała się nigdy zgryźliwymi komentarzami kolegów z
oddziału.
Partyzanci „Łupaszki” znaleźli
nowe bezpieczne miejsce w mieszkaniu sióstr Mikołajewskich w
Gdańsku przy ulicy Wróblewskiego. Siostry polubiły Danusię. Hela
i Jadzia Mikołajewskie pochodziły z Wilna i nie było to ich
pierwsze zetknięcie z konspiracją. Młoda sanitariuszka zajmowała
się głównie zakupami medycznymi, uzupełnianiem braków w
ekwipunku sanitarnym, kupowała zastrzyki, lekarstwa, opatrunki.
Odwiedzała swoją młodszą siostrę, Irkę, w domu dziecka, brata
swojej mamy Brunona Tymińskiego, który studiował w Gdańsku.
20 lipca 1946 roku, w nocy, Danuta
Siedzikówna została zabrana do siedziby UB. Później komuniści
wrócili po siostry Mikołajewskie. Po latach ścigania UB złapało
sanitariuszkę „Łupaszki”. Było to dla nich wielkim sukcesem.
Umieszczona w pawilonie więzienia V w Gdańsku jako więzień
specjalny. Śledztwo kierował naczelnik Wydziału III WUBP w Gdańsku
Jan Wołkow i kierownik Wydziału Śledczego WUBP Józef Bik. Do
końca pozostała niezłomna. Bita, katowana, poniżana przez tych,
którym niegdyś krwawiącym podawała bandaże do opatrzenia ran.
Nieugięcie stała na straży honoru i wyzwolenia Ojczyzny, aż do
ofiary swojego życia. Im mocniej ją uderzano, tym mniej mówiła.
Do celi dziewczyny przychodziła Regina Mordas-Żylińska –
konspiratorka, zaufana łączniczka majora. Namawiała Danusię do
zeznań. Obiecywała „Ince” wolność za dostarczenie informacji
o oddziale „Łupaszki”. Regina była częścią „łupaszkowców”,
była stawiana za wzór młodszym dziewczynom w partyzantce. Została
aresztowana przez bezpiekę przed Danusią, to ona wydała adres
tymczasowego rezydowania oddziału przy ulicy Wróblewskiej. Wzór do
naśladowania namawiał teraz do współpracy z komunistami.
Danka zaczęła zeznawać. Myślała,
że nie robi nic złego. Przecież tak radziła jej koleżanka z
partyzantki – Regina. Na przesłuchaniu wymieniła wszystkich
znanych przez siebie żołnierzy: „Leszka”, „Makra”,
„Zbyszka”, „Ponurego”, „Mercedesa”, „Zabawę”,
„Czajkę”, „Gryfa”, „Mewę”. Powiedziała, jaką bronią
posługiwali się partyzanci, gdzie mieli konspiracyjne kontakty. Tej
samej nocy do celi „Inki” wpuszczono grupę obcych kobiet –
żony milicjantów i ubeków, których mężowie zginęli w walce z
żołnierzami podziemia. Dziewczynka została brutalnie pobita,
obdarta z ubrania i godności. Po wszystkim kobiety wyszły. W celi
Danki panowała cisza. „Inka” była pokryta jedynie strupami,
zadrapaniami i sińcami. Więzienna strażniczka – Sabina,
przyniosła jej ciepły koc i mokrą ścierkę do obmycia ran,
prosiła, by dziewczyna jeszcze trochę wytrzymała.
Trzeciego sierpnia 1946 roku sąd
nowej „demokratycznej” Polski wydał wyrok skazujący Danusię na
śmierć. Był pogwałceniem nawet komunistycznego prawa, ponieważ
miał zostać wykonany na osobie niepełnoletniej. „Inka”
odmówiła podpisania prośby do prezydenta o łaskę. Zrobił to za
nią obrońca z urzędu. Przed śmiercią przekazała Sabinie jedyny
gryps z więzienia skierowany do swojej rodziny. Spowiadał ją
Ksiądz Marian Prusak. Nie trwało to długo. Miała tylko
siedemnaście lat w dniu egzekucji. Ile grzechów może mieć
dziewczyna w tym wieku, która swoją młodość poświęciła, by
walczyć o wolną Polskę, w której teraz żyjemy?
Sprowadzono ją wraz z „Zagończykiem”
do ciemnej, betonowej piwnicy wypełnionej młodymi adeptami UB przed
ochotniczy pluton egzekucyjny. Danuta i Feliks mieli związane z
tyłu ręce. Nie zgodzili się na zawiązanie oczu. Prezydent nie
skorzystał z prawa łaski. „Po zdrajcach narodu polskiego, ognia”
wykrzyknięto. „Niech żyje Polska” odpowiedzieli krzykiem
skazańcy w twarz komunistycznym mordercom. Padły strzały.
„Zagończyk” upadł. Danusia stała oszołomiona. Młodzi
ochotnicy plutonu egzekucyjnego nie potrafili wykonać wyroku na
siedemnastolatce. Ich dowódca wyjął swój pistolet i podszedł
gwałtownym krokiem do dziewczyny.
„Niech żyje major Łupaszko” - po
raz ostatni krzyknęła. Sześć dni przed przekroczeniem progu
pełnoletności.
Ponieważ żyła prawem wilka,
historia o niej głucho milczy. Nastolatka wyrwana z ramion
kochających rodziców, rzucona na żer, dziewczyna niezłomna. Bita,
poniżana, katowana, zabita w imię Polski. Smutno było jej umierać,
ale wiedziała, że zachowała się jak trzeba. Wszystko zaczęło
się w piątek. Dwa dni przed jedenastymi urodzinami Danusi. O 4:45.
Na Westerplatte.
„W
ubeckich piwnicach przestrzelone czaszki,
To śpiący rycerze
majora Łupaszki.
Wieczna chwała zmarłym, hańba ich
mordercom,
Tętno Polski bije w przestrzelonych sercach”
~”Rozstrzelana Armia”
BIBLIOGRAFIA:
Szymon Nowak „Dziewczyny
Wyklęte” Fronda
-
-
-
-
-
-
-
-