„Jedyną rzeczą niezmienną w człowieku jest jego chęć
zmieniania [...].” pisał w książce pt. „Ostatnia Runda” Julio Cortazar. Z
tego wynika, że człowiek jest istotą o tysiącach twarzy. Zmieniamy się
zależnie od swojego samopoczucia, okoliczności lub ludzi, wśród których
przebywamy, zmieniamy się dobrowolnie, prócz jednej sytuacji. Wojny. Ona
zmienia nas wszystkich. Wyrywa z dotychczasowego życia, każe dorosnąć,
zmężnieć, kłamać, zabijać, uciekać, próbuje wyzuć nas z człowieczeństwa i
tylko od nas zależy, czy się jej poddamy, czy tak, jak bohaterowie
książki Aleksandra Kamińskiego pt. „Kamienie na szaniec”, wciąż
pozostaniemy patriotami, dobrymi przyjaciółmi, kochającymi dziećmi i
mimo wszystko – ludźmi.
Zośka, Rudy i Alek byli
trzema osiemnastoletnimi przyjaciółmi z planami na przyszłość, chęcią
poznawania świata, przepełnieni złudnymi wyobrażeniami na jego temat,
byli tacy jak każdy z nas. Ciekawi co przyniesie jutrzejszy dzień, pełni
nadziei na długie, szczęśliwe życie. Nie mieli jednak szansy na
realizację swoich marzeń, gdyż ich spokój został zmącony przez wojnę,
która wdarła się bez zaproszenia w ich życie. Tadeusz, Jan i Aleksy byli
odważnymi harcerzami działającymi w Szarych Szeregach, brali udział w
akcjach Małego Sabotażu, potem zostali wcieleni do Grup Szturmowych,
które zajmowały się poważnymi akcjami dywersyjnymi, ale co
najważniejsze, byli synami, przyjaciółmi, kochali, śmiali się, płakali,
byli tacy jak my. Film o tym samym tytule pokazuje nam dylematy, spory,
rozterki moralne i ideowe tych trzech młodych chłopaków. Byli młodzi,
jak my, a przecież nikt z nas nie chce spędzić swojej młodości „z głową
na karabinie”. Inteligentni absolwencji najlepszego warszawskiego liceum
spodziewali się, że wojna wyzwala w ludziach najgorsze instynkty, choć
nie potrafi do końca zmienić. Bali się, że będzie ona miała na nich zły
wpływ, że zmieni ich podejście do życia, do innych. Mieli nadzieję, że
człowiek dobry i prawy, pozostanie nim wbrew okolicznościom. Takimi
osobami były Irena Sendler, która uratowała około 2,5 tysiąca dzieci,
wyprowadzając je z getta i pomagając ukryć w polskich domach, Wanda
Krahelska-Filipowicz oraz Zofia Kossak-Szczucka będące inicjatorkami
Komitetu Pomocy Żydom. To one mimo tragicznych wydarzeń i wszechobecnej
brutalności zachowały swoje człowieczeństwo i nie bały się przeciwstawić
otaczającemu złu. Stawiały mu czoła i służyły pomocą tym, którzy
potrzebowali wsparcia.
Jednakże byli też ludzie, w
których wojna wyzwoliła brutalność i skierowała ich życie w złą stronę.
Taką osobą jest Josef Mengele, zbrodniarz nazistowski, uciekinier,
lekarz wykonujący eksperymenty na więźniach obozu Auschwitz-Birkenau,
zwany Aniołem Śmierci. Niesławą okryła się Blanka Kaczorowska, pseudonim
„Sroka”, agentka Gestapo, która wraz ze swoim mężem i Eugeniuszem
Świerczewskim zdekonspirowała wiele struktur podziemnych oraz wydała w
czerwcu 1943 roku dowódcę AK Stefana Grota-Roweckiego. Uważam, że losy
wyżej wymienionych osób mogły się potoczyć inaczej. Mengele miał szansę
na zostanie jednym z najbardziej szanowanych lekarzy, posiadał wielki
potencjał, który wykorzystał w zły sposób. Kaczorowska zaś mogła wieść
spokojne, długie, szczęśliwe życie wraz ze swoim mężem, jednakże to
wojna skłoniła ją do kolaboracji, walczyła o swoje życie, zabierając je
innym…
Sytuacja potrafi nas zmienić lub utrwalić w
tym, jacy jesteśmy i tak jak pisał Abraham Lincoln – „w wojnie nie ma
nic dobrego prócz jej końca”. Choć trudno jest mi powiedzieć, kim
byłabym w 1943r., wiem jedno, nie skrzywdziłabym drugiej osoby i
starałbym się pomóc potrzebującym. Zapewne zostałabym pielęgniarką
opiekującą się rannymi cywilami oraz żołnierzami. Starałabym się nieść
pomoc dzieciom i pokazywać im, że nie każdy człowiek jest zły, czasem
jedynie ludzie bywają zagubieni, bezradni i posiadają niską samoocenę,
że przestali mieć nadzieję, a wraz z nadzieją umieramy my sami.
Uczyłabym dzieci polskich modlitw, piosenek, dbałabym o to, aby nie
zanikła w ludziach wiara w lepsze jutro, uczyłabym młodszych historii, a
starszym przypominałabym, że nie z takich nieszczęść Polacy wychodzili
cali i silniejsi. Starałabym się ukazywać im piękno każdego dnia pośród
brudu i zła wojennej codzienności, utrzymywałabym polskość w sercach
dzieci, uczyłabym je też, jak przeżyć nie zatracając siebie i swoich
marzeń. Byłabym człowiekiem, który pomimo strachu i wielu wątpliwości
dalej idzie swoją drogą, który trzyma się swoich wartości. Robiłabym
wszystko, aby innym żyło się lepiej, wolałabym sama cierpieć, niż
patrzeć na cierpienia innych. Nie mogłabym zabić drugiej osoby, nie
byłabym z pewnością wielkim człowiekiem, bohaterem opisywanym w
książkach, ale byłabym po prostu - człowiekiem, a to już jest bardzo
dużo. Co najważniejsze dalej byłabym uczennicą , córką, wnuczką ,
kuzynką, osobą dobrą, uczynną i pomocną, która stara się odnaleźć ten
mały, jasny punkcik w najgorszej sytuacji. Byłabym też przyjaciółką
mojego dziadka, który urodził się w 1922 roku. Starałabym się być dla
niego oparciem, chciałabym być osobą, z której byłby dumny. W 1943r.
starałabym się być kimś, kto mimo że nie znajdzie się na kartkach
podręcznika od historii, będzie żył wiecznie w sercach ludzi, ich
potomków i przyjaciół, którym pomógł przeżyć i pokazał, że mimo tragedii
rozgrywającej się wokoło, każdy z nas może pozwolić sobie na choć
trochę szczęścia i normalności.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Każdy komentarz jest dla mnie ogromną motywacją do dalszych działań!!
Zostaw link do swojego bloga - na pewno go odwiedzę :)