niedziela, 3 stycznia 2016

Maybe

             Czasem nie zdajemy sobie sprawy jak często ludzie nam bliscy mimowolnie mówią nam o sobie dużo, za dużo. Do niedawna nie zwracałam uwagi na tak małe znaki jakie dawał mi mój przyjaciel. Poznaliśmy się w styczniu, pokazał mi okolicę w nowym dla mnie mieście, ba! wielkiej metropolii, drugiego wieczoru już byłam z nim na kolacji, a potem poszliśmy do klubu, poznał mnie z innymi modelami, biegałam z nim na siłownię, do 7/11. Nie miało dla mnie większego znaczenia to jakie piosenki gra na gitarze, jak bardzo lubi się przytulać, zmian humoru, od ekstazy szczęścia potrafił bardzo szybko przejść do wybuchów gniewu, wrzasków, rzucania rzeczami. Nie liczyłam ilości papierosów wypalonych przez tego, jeszcze wtedy, dziewiętnastolatka, nie obchodziło mnie to, że pali bardzo dużo "zioła", bo bez tego podobno nie mógł zasnąć. Długo żyłam w przekonaniu, że nic z nim nie jest nie tak. Po prostu taki jest - zwariowany, rozwrzeszczany choleryk, który w głębi serca jest mięciutką gąbeczką, do której strasznie lubiłam się przytulać. Podrywacz, z którym każde wyjście wieczorne wspominam jako cudowną zabawę, choć często znikał i musieliśmy go szukać.
              Ponownie spotkaliśmy się po pięciu miesiącach. Tym razem to ja byłam jego przewodnikiem po nowym środowisku. Pokazałam mu okolicę, poznałam z innymi, opowiedziałam o życiu w kolejnym, niby dzikim, kraju. Pomogłam mu zdobyć gitarę, by tak jak wtedy, mógł grać codziennie jedną piosenkę - oasis "wonderwall", i tak jak wtedy przynajmniej raz na tydzień słyszałam, że gdybym wiedziała o nim wszystko nie lubiłabym go aż tak bardzo i nie nazywałabym go swoim przyjacielem. Mylił się. Może nie wiem wszystkiego, może mi się jedynie wydaje, że poznałam go z tej drugiej strony, którą nieudolnie ukrywa. Nieudolnie... Zajęło mi to ponad siedem miesięcy, żeby dojść co z tym wesołym chłopakiem, który w chwili słabości potrafi zrobić dziurę w ścianie i otwarcie mówi o narkotykach miękkich i częstej zmianie partnerek seksualnych jest nie tak.
              Zdaję sobie sprawę z tego, że to co zrobiłam ja też nie jest najszlachetniejsze i może się nawet wstydzę za to. Jak zwykle wieczorem oglądaliśmy jakiś film - przez kilka jego pierwszych tygodni uciekałam od swojej współlokatorki i dość często spędzałam u niego całe dnie i wieczory. Dostał wiadomość. Zaproszenie od jakiejś dziewczyny do jej hotelu. Cały on, nowa dziewczyna, one night stand i tyle. Nie odpisał. Przyszła kolejna wiadomość. Pytanie. Czy stawka jest aktualna, ona płaci za hotel i jego taxówkę, plus dostanie po (w przeliczeniu na złotówki) około 400zł. Kolejna. Nie martw się o nic, wszystko kupiłam, sprawdziłam też kalendarzyk, nie ma szans żebym zaszła w ciążę. Nie wiedziałam o co chodzi. Wiedziałam. Nie chciałam tego dopuścić do swojej świadomości. Aż do ostatniego tygodnia.
                Rozmawialiśmy na jednym z portali społecznościowych. Napisał mi, że znowu jego bratu brakuje pieniędzy na książki, a on nie dostał żadnego zlecenia od trzech dni, zero prac na czarno, a kluby co raz mniej płacą. Uspokajałam go, rozmawiałam też z jego bratem. Zaoferowałam, że mogę mu pomóc za darmo z angielskim - takie lekcje online, żeby nie musiał tracić dużej sumy pieniędzy na korepetycje. Nasza rozmowa szybko się skończyła, bo musiał iść na spotkanie, płatne. Zapytałam się czy to black job. Nie. Nie ważne. Miałam się nie martwić, bo przecież on da sobie radę w każdej sytuacji...

Maybe you are gonna be the one that saves me?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz


Każdy komentarz jest dla mnie ogromną motywacją do dalszych działań!!
Zostaw link do swojego bloga - na pewno go odwiedzę :)