Gdy usłyszałam temat opowiadania, które miałam napisać na język polski bardzo, bardzo, bardzo się ucieszyłam. Lubię jednosłowne polecenia. Czasem traktuje je jako powtarzające się słowa, metaforę, bądź główny temat mojej pracy. Ta nazywa się "SEN". Miłego czytania :)
Denerwowały go brednie zmyślane
przez jego siostrę. Rozumiał bardzo dobrze, że uważa pracę
pilota za coś niebezpiecznego, ale groźba zerwania całkowitego
kontaktu była najżałośniejszym posunięciem, na które zdobyła
się Ksenia. Nie wiedział dlaczego akurat tym razem tak bardzo
zależało jej na tym, aby odmówił wykonania tego rejsu. Latał już
dwadzieścia lat. Nigdy nic złego się nie stało. Najgorszym
wypadkiem podczas lotu były turbulencje, pasażer, który czuł
niesamowitą potrzebę przekazania w danym momencie pilotowi ważnej
wiadomości, od niej zapewne miały zależeć losy całego świata.
Jego bliźniaczka nie słuchała wyjaśnień i tłumaczeń Denisa.
Racjonalnie nie potrafiła wyjaśnić dlaczego nie chce, aby brat
leciał do Brazylii. Tłumaczyła mu, że opuści święta, które
zawsze spędzali razem, groziła zerwaniem kontaktu i nie odezwaniem
się do niego nawet jednym słowem przez resztę życia. Rzucała w
jego stronę najgorsze wyzwiska, jeśli wyjedzie to będzie dla niej
znak jak mało znaczy jej zdanie. Dlaczego wpadł na tak idiotyczny
pomysł? Rok po śmierci rodziców chce ją znów zostawić samą!
Nie chciała rozstawać się z bratem nawet na chwilę. Mówiła, że
zawsze jego długie wyjazdy były dla niej katorgą, przecież nie są
zwykłym rodzeństwem. Są bliźniakami! Tego było już za dużo.
Ksenia zaczynała tłumaczyć Denisowi ich specjalną psychologiczną
więź bliźniaczą zawsze, gdy chciała brata przekonać do swojej
racji. Nudziło to pilota niezmiernie. Chciał krzyknąć na siostrę,
aby przestała majaczyć, nie wymyślała bzdur, które tylko
powodują jego rozdrażnienie i pogorszenie humoru na resztę dnia. I
tak poleci. To jego praca. Nie zmieni jej. Lubi to co robi. A ona ma
przestać w tej chwili! Wybuchł. Darł się, machał rękoma,
groził. Rozpłakała się. Wyszła z salonu bez słowa i trzasnęła
drzwiami. Nie chciała z nim rozmawiać przed lotem do Berlina.
Przecież nie interesowało go zdanie siostry, więc uważała
jakikolwiek dialog za bezsensowny.
***
Trudno. Nie będzie zmuszał Kseni do
żegnania go z płaczem i rzucania mu się na szyję. Wróci za dwa
tygodnie, kobieta będzie miała czas by ochłonąć i przestać
histeryzować. W takich sytuacjach doskonale wiedział, że to on na
pewno jest starszym bliźniakiem. Rozmyślał patrząc na malejących
ludzi, samochody, domy, pola, lasy. Za dwie godziny wyląduje w
Berlinie, a jutro o czternastej musi być gotowy do lotu
długodystansowego. Czuł, że nadszedł ten dzień kiedy może
wszystko. Od lat marzył o locie do Brazylii, do Rio. Dość miał
Azji w zimie, Europy jesienią i Afryki w wakacje. Ludzie są tak
przewidywalnie nudni jeśli chodzi o podróże. Delikatne turbulencje
zakłócały czasem jego wewnętrzny monolog. Chciał już wylądować,
wejść do hotelu przy lotnisku i choć na chwilę zasnąć w
miękkim, wygodnym łóżku. Wszystko miał zaplanowane w
najmniejszym detalu od zejścia z pokładu samolotu, przez odebranie
bagażu, aż do porannego śniadania i przywitania podróżników na
pokładzie Boeinga 707-320C podczas lotu transkontynentalnego do
Brazylii. Znowu turbulencje. Koszmar. Denis był pewien, że gdyby on
siedział za sterami nic takiego nie miałoby miejsca. On, jako pilot
z takim stażem, nie dopuszcza nawet do najmniejszych, słowem,
mikroskopijnych turbulencji. Wszystko oczywiście w imię wygody
pasażerów. Nareszcie zaczęto podchodzenie do lądowania. Na twarzy
Denisa pojawił się zgryźliwy uśmieszek. Lądować na pewno pilot
od niebotycznych wstrząsów także nie potrafi, więc głośno
zakomunikował, że na miejscu wszystkich ludzi w tym samolocie
zapiąłby pasy i przygotował się na najgorsze. Przecież lot był
istną katorgą, więc bał się pomyśleć co spotka ich wszystkich
przy dotknięciu przez wielkiego metalowego ptaka jego kołami ziemi.
Może to będzie ostatnia rzecz jaką w życiu zrobi? Nie. Nie mógł
zakończyć swojej kariery pilota w samolocie kiepsko sterowanym
przez niedouczonego studenta, którego mrzonka o lataniu na długich
dystansach powinna spełnić się jedynie w sennych marzeniach. Ku
jego zdziwieniu nawet nie zauważył, gdy wylądowali. Nareszcie.
Westchnąwszy odpiął pas. Wyłączył tryb lotu i sprawdził
wiadomości na telefonie. Dwadzieścia. Ksenia. Każda o podobnej
treści. Jeśli wróci spotka się z ułaskawieniem swego występku,
jeśli wyleci i zostawi ją na święta samą – nie ma gdzie
wracać.
„Kseniu, kocham cię” – odpisał
siostrze i ruszył po swój bagaż. Już chciał położyć się w
miękkiej hotelowej pościeli i śnić o jutrzejszej przygodzie.
***
Powoli wstał. Spał sześć godzin,
ale czuł się niezmiernie wypoczęty. 12:05, czas na śniadanie.
„Denis, proszę. Nie zostawiaj mnie
samej. Nie teraz. Wróć do mnie i do Farfocla. Czekamy z szarlotką.
Kocham” kolejna wiadomość od Kseni. Pośpiesznie odpisał
siostrze, obiecując, że wróci, ale jeszcze nie teraz. Jedząc
rogalika francuskiego z dżemem truskawkowym powoli, ostrożnie,
wręcz z boskim namaszczeniem zapinał swój lotniczy uniform.
Nadszedł dzień, o którym dotychczas tylko śnił. Ostatni raz
spojrzał na mężczyznę w lustrze. Wydawał się sobie niezmiernie
przystojny, mimo niedojedzonego rogala między zębami. Cóż. Nie
będzie mógł się uśmiechać. Jego senne marzenie stało się
jawą. On – Dennis Krym – jest pilotem głównym Boeinga
707 320C. Podniósł swoją czapkę ze stolika nocnego i po raz
ostatni w tym miesiącu zamknął za sobą drzwi od hotelu przy
lotnisku.
-Witamy państwa na pokładzie Boeinga
707 320C. Mam na imię Denis Krym i z przyjemnością informuję,
że jestem pilotem głównym podczas lotu 175j do Rio De Janeiro w
Brazylii. Przewidywany czas lotu to 14 godzin 25 minut. Pogoda w
trakcie lotu będzie nam sprzyjać, jednakże podczas całego rejsu
są państwo proszeni o zachowanie środków ostrożności.
Przypominam także o kategorycznym zakazie palenia podczas trwania
lotu. Będziemy lecieli na wysokości jedenastu tysięcy metrów ze
średnią prędkością 823km/h. Dziękuję za wybór naszych linii
lotniczych i życzę miłej podróży. – głośniki w samolocie
były jak zwykle słabe, mikrofon zgrzytający, przez co trenowany
przez lata komunikat Denisa stał się ledwo słyszalnym, ale nie był
to dla niego ważne. Wysłał ostatnią wiadomość do siostry.
„Zaraz startujemy. Kocham. Tulę. Niedługo wracam. Całuję.
Zawsze jestem z Tobą. Denis.” Uśmiechnął się do drugiego
pilota. Dał znak załodze, aby przygotowali machinę do startu.
Silniki pracowały coraz głośniej. Wieża kontrolna dała znak
zezwalający na wzbicie się w przestworza. Denis czuł nieopisaną
ekscytację patrząc na bezkresną przestrzeń nieba. Myślał o
sobie jak o Bogu, przecież więcej czasu spędza tu, na górze, niż
na lądzie. Słońce świeciło zza chmur na pożegnanie podróżnikom.
Była już dwudziesta druga. Za sześć
godzin i dwadzieścia pięć minut będą w Rio. Nie mógł się
doczekać lądowania na całkowicie nowym dla niego lotnisku. Cieszył
się niczym małe dziecko z nowej zabawki. Uważał tę podróż za
największy sukces w swojej karierze pilota. Leniwie zerknął na
elektroniczną mapę.
- Będziemy musieli wyminąć tę białą
– rzucił od niechcenia drugiemu pilotowi. Za kilkaset mil
majaczyła przed nimi wielka biała chmura – nie chcemy chyba
skończyć jak podniebny Titanic – zażartował Denis. Lot mijał
im nadzwyczaj spokojnie. Prócz awarii w strefie pierwszej, czyli
wymiotującego dziecka w toalecie oraz nadgorliwego pilota na
emeryturze, który bardzo chciał wejść do Denisa koordynować jego
pracę przy kokpicie. Na jednym z wyświetlaczy zaczęła mrugać
czerwona dioda. Nie pokazał się jednak żaden komunikat.
-Uderz w kokpit to przestanie. –
zaśmiał się drugi pilot. Po chwili sygnał znikł. Usłyszeli
wrzaski dobiegające z wnętrza samolotu. Marek wybiegł sprawdzić
co się dzieje – spadły maski tlenowe. Wrócił zobaczyć, czy nic
złego nie dzieje się z podzespołami komputerowymi samolotu, czy
nie ma żadnego znaku, mrugającej diody. Nic. Stewardessy uspokoiły
tłum, który zdążył już pożegnać się z życiem.
Trzecia rano. Dennis leniwie przetarł
zmęczone oczy. Obudził go Marek, który miał właśnie mieć
przerwę na drzemkę. Mężczyzna zaczął sprawdzać dane na mapie i
czas podróży. Jeszcze trzy godziny. Z podziwem śledził migające
gwiazdy, które powoli znikały przy blasku rozpościeranym przez
słońce. Uwielbiał takie poranki. Czuł się królem przestworzy.
Śniło mu się, że wynaleziono samolot, który nigdy nie ląduje.
Mógłby spełnić swoje marzenie o zamieszkaniu w przestworzach. Jak
cudownym byłoby życie w samolocie. Coś potrząsnęło machiną tym
samym brutalnie wyrywając go z zamyślenia. Spojrzał na ekran
zagrożeń. Nic, czysto, pusto jak w jego brzuchu. Będzie musiał
poprosić Marię o przyniesienie mu śniadania. Znowu turbulencje.
Złapał za stery. Co się stało? Ekran nic nie pokazuje, jest zbyt
ciemno, aby bez pomocy elektroniki mógł sam coś dojrzeć.
Przechyliło samolot w lewo. Wyrównał. Znowu. Tym razem mocniej. Z
trudem trzymał kierunek lotu. Próbował połączyć się z wieżą.
Cisza. Byli za daleko, aby mieć kontakt z Berlinem, ale dlaczego
nikt z Rio się nie odzywał? Zmniejszył wysokość. Sytuacja
zdawała się być coraz gorsza. Pojawiła się pierwsza czerwona
dioda. Denis ponowił próbę kontaktu z ziemią. Brak odpowiedzi.
- Marek! –wrzasnął – Wstawaj! –
drugi pilot powoli otworzył oczy. W ogonie samolotu zgasło światło.
Znikł obraz z ekranów. Mężczyźni wymienili przerażone
spojrzenia. Zapanowała cisza. Przez kilka sekund było za cicho.
Głusze przerwał krzyk pasażerów. Ostatnia wiadomość nagrywana
do centrali.
- Dzień dobry, cześć, witamy, dobry
wieczór, dobranoc, giniemy.
***
Wielka machina
wirowała bezwładnie w powietrzu. Wyglądała jak metalowa baletnica
szykująca się do końcowego kroku. Choć trwało to zaledwie kilka
sekund, dla pasażerów i załogi te sekundy zdawały się być
wiecznością. Zawiodły silniki. Ta chwila ciszy przed upadkiem
uświadomiła Denisowi jak wielki błąd popełnił. Mógł posłuchać
Kseni. Przecież mówiła mu przed tym wylotem, że się żegnają.
Nie zdawał sobie sprawy z tego - siostra mogła coś przeczuwać.
Mówiła, że nękają ją koszmary. Od śmierci rodziców…
Otworzył oczy. Ukazała mu się niebieska tafla wody. Wziął
głęboki wdech. Wiedział, że rodzina załogi odsłucha nagrania z
czarnej skrzyni. Zapomniał powiedzieć Kseni jak bardzo ją kocha i
jak żałuje, nie posłuchał jej. Zapomniał o siostrze. Zostawił
ją. Czuł się winny temu co się dzieje. Mógł sprawdzić. Mógł
zawiadomić centralę, gdy zapaliła się pierwsza… Woda zalała mu
płuca.
***
Dennis obudził się zalany potem, łzami i z wysoką gorączką.
Idiotyczne. Ksenia zawsze tłumaczyła mu jak sen wpływa na
podświadomość ludzką i ujawnia najskrytsze obawy człowieka.
Przez jej tygodniowe kazania zaczęły go nękać koszmary. Koszmar.
Jeden. Wciąż ten sam. Postanowił umyć się przed długim lotem.
Była szósta rano. Powoli zjadł śniadanie i poszedł się ogolić.
Ręcznikiem wytarł gładką twarz. Wodą kolońską przemył miejsca
po goleniu. Syknął. Spojrzał na ręcznik. Cały we krwi. Zrobiło
mu się słabo.
Obudził się
dopiero w szpitalu. Była przy nim zapłakana Ksenia. Miał wysoką
temperaturę. Zalany potem ze szwami na szyi. Siostra milczała. Ta
cisza. Znów miał ten koszmar. Spojrzał na zapłakaną bliźniaczkę.
Była osiemnasta. Jego marzenie bezpowrotnie odleciało. Marek został
pierwszym pilotem. Mógł się nie golić. Wszystko przez tą
hotelową maszynkę. Wściekły zacisnął pięści. W drodze do domu
nie odezwał się do Kseni ani razu.
Z radaru centrali
w Berlinie zniknął samolot. Boeing 707 320C. Nigdy nie dotarł
do Rio, ani nie zameldował się w brazylijskiej centrali. Podobno
nastąpiło zwarcie w systemie samolotu. Prawy silnik przestał
działać. Odnaleziono jego szczątki w oceanie. Odczytano zapis z
czarnej skrzynki.
„Dzień dobry,
witamy, dobry wieczór, dobranoc. Denis miałeś rację. Słuchaj
Kseni. Giniemy.”