piątek, 4 grudnia 2015

Sen

   Gdy usłyszałam temat opowiadania, które miałam napisać na język polski bardzo, bardzo, bardzo się ucieszyłam. Lubię jednosłowne polecenia. Czasem traktuje je jako powtarzające się słowa, metaforę, bądź główny temat mojej pracy. Ta nazywa się "SEN". Miłego czytania :)




                                 Denerwowały go brednie zmyślane przez jego siostrę. Rozumiał bardzo dobrze, że uważa pracę pilota za coś niebezpiecznego, ale groźba zerwania całkowitego kontaktu była najżałośniejszym posunięciem, na które zdobyła się Ksenia. Nie wiedział dlaczego akurat tym razem tak bardzo zależało jej na tym, aby odmówił wykonania tego rejsu. Latał już dwadzieścia lat. Nigdy nic złego się nie stało. Najgorszym wypadkiem podczas lotu były turbulencje, pasażer, który czuł niesamowitą potrzebę przekazania w danym momencie pilotowi ważnej wiadomości, od niej zapewne miały zależeć losy całego świata. Jego bliźniaczka nie słuchała wyjaśnień i tłumaczeń Denisa. Racjonalnie nie potrafiła wyjaśnić dlaczego nie chce, aby brat leciał do Brazylii. Tłumaczyła mu, że opuści święta, które zawsze spędzali razem, groziła zerwaniem kontaktu i nie odezwaniem się do niego nawet jednym słowem przez resztę życia. Rzucała w jego stronę najgorsze wyzwiska, jeśli wyjedzie to będzie dla niej znak jak mało znaczy jej zdanie. Dlaczego wpadł na tak idiotyczny pomysł? Rok po śmierci rodziców chce ją znów zostawić samą! Nie chciała rozstawać się z bratem nawet na chwilę. Mówiła, że zawsze jego długie wyjazdy były dla niej katorgą, przecież nie są zwykłym rodzeństwem. Są bliźniakami! Tego było już za dużo. Ksenia zaczynała tłumaczyć Denisowi ich specjalną psychologiczną więź bliźniaczą zawsze, gdy chciała brata przekonać do swojej racji. Nudziło to pilota niezmiernie. Chciał krzyknąć na siostrę, aby przestała majaczyć, nie wymyślała bzdur, które tylko powodują jego rozdrażnienie i pogorszenie humoru na resztę dnia. I tak poleci. To jego praca. Nie zmieni jej. Lubi to co robi. A ona ma przestać w tej chwili! Wybuchł. Darł się, machał rękoma, groził. Rozpłakała się. Wyszła z salonu bez słowa i trzasnęła drzwiami. Nie chciała z nim rozmawiać przed lotem do Berlina. Przecież nie interesowało go zdanie siostry, więc uważała jakikolwiek dialog za bezsensowny.


***


 Trudno. Nie będzie zmuszał Kseni do żegnania go z płaczem i rzucania mu się na szyję. Wróci za dwa tygodnie, kobieta będzie miała czas by ochłonąć i przestać histeryzować. W takich sytuacjach doskonale wiedział, że to on na pewno jest starszym bliźniakiem. Rozmyślał patrząc na malejących ludzi, samochody, domy, pola, lasy. Za dwie godziny wyląduje w Berlinie, a jutro o czternastej musi być gotowy do lotu długodystansowego. Czuł, że nadszedł ten dzień kiedy może wszystko. Od lat marzył o locie do Brazylii, do Rio. Dość miał Azji w zimie, Europy jesienią i Afryki w wakacje. Ludzie są tak przewidywalnie nudni jeśli chodzi o podróże. Delikatne turbulencje zakłócały czasem jego wewnętrzny monolog. Chciał już wylądować, wejść do hotelu przy lotnisku i choć na chwilę zasnąć w miękkim, wygodnym łóżku. Wszystko miał zaplanowane w najmniejszym detalu od zejścia z pokładu samolotu, przez odebranie bagażu, aż do porannego śniadania i przywitania podróżników na pokładzie Boeinga 707-320C podczas lotu transkontynentalnego do Brazylii. Znowu turbulencje. Koszmar. Denis był pewien, że gdyby on siedział za sterami nic takiego nie miałoby miejsca. On, jako pilot z takim stażem, nie dopuszcza nawet do najmniejszych, słowem, mikroskopijnych turbulencji. Wszystko oczywiście w imię wygody pasażerów. Nareszcie zaczęto podchodzenie do lądowania. Na twarzy Denisa pojawił się zgryźliwy uśmieszek. Lądować na pewno pilot od niebotycznych wstrząsów także nie potrafi, więc głośno zakomunikował, że na miejscu wszystkich ludzi w tym samolocie zapiąłby pasy i przygotował się na najgorsze. Przecież lot był istną katorgą, więc bał się pomyśleć co spotka ich wszystkich przy dotknięciu przez wielkiego metalowego ptaka jego kołami ziemi. Może to będzie ostatnia rzecz jaką w życiu zrobi? Nie. Nie mógł zakończyć swojej kariery pilota w samolocie kiepsko sterowanym przez niedouczonego studenta, którego mrzonka o lataniu na długich dystansach powinna spełnić się jedynie w sennych marzeniach. Ku jego zdziwieniu nawet nie zauważył, gdy wylądowali. Nareszcie. Westchnąwszy odpiął pas. Wyłączył tryb lotu i sprawdził wiadomości na telefonie. Dwadzieścia. Ksenia. Każda o podobnej treści. Jeśli wróci spotka się z ułaskawieniem swego występku, jeśli wyleci i zostawi ją na święta samą – nie ma gdzie wracać.
„Kseniu, kocham cię” – odpisał siostrze i ruszył po swój bagaż. Już chciał położyć się w miękkiej hotelowej pościeli i śnić o jutrzejszej przygodzie.



***


                    Powoli wstał. Spał sześć godzin, ale czuł się niezmiernie wypoczęty. 12:05, czas na śniadanie.
„Denis, proszę. Nie zostawiaj mnie samej. Nie teraz. Wróć do mnie i do Farfocla. Czekamy z szarlotką. Kocham” kolejna wiadomość od Kseni. Pośpiesznie odpisał siostrze, obiecując, że wróci, ale jeszcze nie teraz. Jedząc rogalika francuskiego z dżemem truskawkowym powoli, ostrożnie, wręcz z boskim namaszczeniem zapinał swój lotniczy uniform. Nadszedł dzień, o którym dotychczas tylko śnił. Ostatni raz spojrzał na mężczyznę w lustrze. Wydawał się sobie niezmiernie przystojny, mimo niedojedzonego rogala między zębami. Cóż. Nie będzie mógł się uśmiechać. Jego senne marzenie stało się jawą. On – Dennis Krym – jest pilotem głównym Boeinga 707 320C. Podniósł swoją czapkę ze stolika nocnego i po raz ostatni w tym miesiącu zamknął za sobą drzwi od hotelu przy lotnisku.
-Witamy państwa na pokładzie Boeinga 707 320C. Mam na imię Denis Krym i z przyjemnością informuję, że jestem pilotem głównym podczas lotu 175j do Rio De Janeiro w Brazylii. Przewidywany czas lotu to 14 godzin 25 minut. Pogoda w trakcie lotu będzie nam sprzyjać, jednakże podczas całego rejsu są państwo proszeni o zachowanie środków ostrożności. Przypominam także o kategorycznym zakazie palenia podczas trwania lotu. Będziemy lecieli na wysokości jedenastu tysięcy metrów ze średnią prędkością 823km/h. Dziękuję za wybór naszych linii lotniczych i życzę miłej podróży. – głośniki w samolocie były jak zwykle słabe, mikrofon zgrzytający, przez co trenowany przez lata komunikat Denisa stał się ledwo słyszalnym, ale nie był to dla niego ważne. Wysłał ostatnią wiadomość do siostry. „Zaraz startujemy. Kocham. Tulę. Niedługo wracam. Całuję. Zawsze jestem z Tobą. Denis.” Uśmiechnął się do drugiego pilota. Dał znak załodze, aby przygotowali machinę do startu. Silniki pracowały coraz głośniej. Wieża kontrolna dała znak zezwalający na wzbicie się w przestworza. Denis czuł nieopisaną ekscytację patrząc na bezkresną przestrzeń nieba. Myślał o sobie jak o Bogu, przecież więcej czasu spędza tu, na górze, niż na lądzie. Słońce świeciło zza chmur na pożegnanie podróżnikom.
Była już dwudziesta druga. Za sześć godzin i dwadzieścia pięć minut będą w Rio. Nie mógł się doczekać lądowania na całkowicie nowym dla niego lotnisku. Cieszył się niczym małe dziecko z nowej zabawki. Uważał tę podróż za największy sukces w swojej karierze pilota. Leniwie zerknął na elektroniczną mapę.
- Będziemy musieli wyminąć tę białą – rzucił od niechcenia drugiemu pilotowi. Za kilkaset mil majaczyła przed nimi wielka biała chmura – nie chcemy chyba skończyć jak podniebny Titanic – zażartował Denis. Lot mijał im nadzwyczaj spokojnie. Prócz awarii w strefie pierwszej, czyli wymiotującego dziecka w toalecie oraz nadgorliwego pilota na emeryturze, który bardzo chciał wejść do Denisa koordynować jego pracę przy kokpicie. Na jednym z wyświetlaczy zaczęła mrugać czerwona dioda. Nie pokazał się jednak żaden komunikat.
-Uderz w kokpit to przestanie. – zaśmiał się drugi pilot. Po chwili sygnał znikł. Usłyszeli wrzaski dobiegające z wnętrza samolotu. Marek wybiegł sprawdzić co się dzieje – spadły maski tlenowe. Wrócił zobaczyć, czy nic złego nie dzieje się z podzespołami komputerowymi samolotu, czy nie ma żadnego znaku, mrugającej diody. Nic. Stewardessy uspokoiły tłum, który zdążył już pożegnać się z życiem.
Trzecia rano. Dennis leniwie przetarł zmęczone oczy. Obudził go Marek, który miał właśnie mieć przerwę na drzemkę. Mężczyzna zaczął sprawdzać dane na mapie i czas podróży. Jeszcze trzy godziny. Z podziwem śledził migające gwiazdy, które powoli znikały przy blasku rozpościeranym przez słońce. Uwielbiał takie poranki. Czuł się królem przestworzy. Śniło mu się, że wynaleziono samolot, który nigdy nie ląduje. Mógłby spełnić swoje marzenie o zamieszkaniu w przestworzach. Jak cudownym byłoby życie w samolocie. Coś potrząsnęło machiną tym samym brutalnie wyrywając go z zamyślenia. Spojrzał na ekran zagrożeń. Nic, czysto, pusto jak w jego brzuchu. Będzie musiał poprosić Marię o przyniesienie mu śniadania. Znowu turbulencje. Złapał za stery. Co się stało? Ekran nic nie pokazuje, jest zbyt ciemno, aby bez pomocy elektroniki mógł sam coś dojrzeć. Przechyliło samolot w lewo. Wyrównał. Znowu. Tym razem mocniej. Z trudem trzymał kierunek lotu. Próbował połączyć się z wieżą. Cisza. Byli za daleko, aby mieć kontakt z Berlinem, ale dlaczego nikt z Rio się nie odzywał? Zmniejszył wysokość. Sytuacja zdawała się być coraz gorsza. Pojawiła się pierwsza czerwona dioda. Denis ponowił próbę kontaktu z ziemią. Brak odpowiedzi.
- Marek! –wrzasnął – Wstawaj! – drugi pilot powoli otworzył oczy. W ogonie samolotu zgasło światło. Znikł obraz z ekranów. Mężczyźni wymienili przerażone spojrzenia. Zapanowała cisza. Przez kilka sekund było za cicho. Głusze przerwał krzyk pasażerów. Ostatnia wiadomość nagrywana do centrali.
- Dzień dobry, cześć, witamy, dobry wieczór, dobranoc, giniemy. 


***


Wielka machina wirowała bezwładnie w powietrzu. Wyglądała jak metalowa baletnica szykująca się do końcowego kroku. Choć trwało to zaledwie kilka sekund, dla pasażerów i załogi te sekundy zdawały się być wiecznością. Zawiodły silniki. Ta chwila ciszy przed upadkiem uświadomiła Denisowi jak wielki błąd popełnił. Mógł posłuchać Kseni. Przecież mówiła mu przed tym wylotem, że się żegnają. Nie zdawał sobie sprawy z tego - siostra mogła coś przeczuwać. Mówiła, że nękają ją koszmary. Od śmierci rodziców… Otworzył oczy. Ukazała mu się niebieska tafla wody. Wziął głęboki wdech. Wiedział, że rodzina załogi odsłucha nagrania z czarnej skrzyni. Zapomniał powiedzieć Kseni jak bardzo ją kocha i jak żałuje, nie posłuchał jej. Zapomniał o siostrze. Zostawił ją. Czuł się winny temu co się dzieje. Mógł sprawdzić. Mógł zawiadomić centralę, gdy zapaliła się pierwsza… Woda zalała mu płuca. 


***


Dennis obudził się zalany potem, łzami i z wysoką gorączką. Idiotyczne. Ksenia zawsze tłumaczyła mu jak sen wpływa na podświadomość ludzką i ujawnia najskrytsze obawy człowieka. Przez jej tygodniowe kazania zaczęły go nękać koszmary. Koszmar. Jeden. Wciąż ten sam. Postanowił umyć się przed długim lotem. Była szósta rano. Powoli zjadł śniadanie i poszedł się ogolić. Ręcznikiem wytarł gładką twarz. Wodą kolońską przemył miejsca po goleniu. Syknął. Spojrzał na ręcznik. Cały we krwi. Zrobiło mu się słabo.
Obudził się dopiero w szpitalu. Była przy nim zapłakana Ksenia. Miał wysoką temperaturę. Zalany potem ze szwami na szyi. Siostra milczała. Ta cisza. Znów miał ten koszmar. Spojrzał na zapłakaną bliźniaczkę. Była osiemnasta. Jego marzenie bezpowrotnie odleciało. Marek został pierwszym pilotem. Mógł się nie golić. Wszystko przez tą hotelową maszynkę. Wściekły zacisnął pięści. W drodze do domu nie odezwał się do Kseni ani razu.
Z radaru centrali w Berlinie zniknął samolot. Boeing 707 320C. Nigdy nie dotarł do Rio, ani nie zameldował się w brazylijskiej centrali. Podobno nastąpiło zwarcie w systemie samolotu. Prawy silnik przestał działać. Odnaleziono jego szczątki w oceanie. Odczytano zapis z czarnej skrzynki.





„Dzień dobry, witamy, dobry wieczór, dobranoc. Denis miałeś rację. Słuchaj Kseni. Giniemy.”





grafika alternative, colors, and grunge

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz


Każdy komentarz jest dla mnie ogromną motywacją do dalszych działań!!
Zostaw link do swojego bloga - na pewno go odwiedzę :)