Pokazywanie postów oznaczonych etykietą polska. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą polska. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 25 lipca 2016

Wrocław - wrażenia z pierwszych dni

\
          Jechałam do Wrocławia z przekonaniem, że przed głównym członem będzie jeszcze Ino (tak, pomyliłam Wrocław z Inowrocławiem...). Nie spodziewałam się żadnych ekstremalnych doznań artystycznych, czy kulturowego szoku. Chciałam pozwiedzać, wejść do zoo, odwiedzić kilka muzeów i spotkać się ze starymi znajomymi (co do teraz mi się nie udało i już nie uda, bo jestem w drodze do Berlina, a szkoda). Miasto to mnie pozytywnie zaskoczyło. Jakie są moje pierwsze wrażenia?



          Tego prawdopodobnie nikt się nie spodziewa, ale najpierw przeraziłam się wjeżdżając do Wrocławia. Wszędzie było pełno ludzi owiniętych flagami, śpiewających i tańczących. W jednym z pobliskich parków rozgrywała się scena niczym z sabatu czarownic. Mimo tego nie wycofałyśmy się i szukałyśmy swojego hotelu, który okazał się być wyjątkowo blisko tajemniczego zlotu. Zameldowałyśmy się w hotelu, który tuż przy wejściu miał KFC dzięki czemu wieczorami podczas powrotu z wypraw prowadził nas cudowny zapach starego tłuszczu i genetycznie zmodyfikowanego mięsa z plastikowej świni.

          Pierwszy spacer po wrocławskich uliczkach pozwolił architekturze tego miasta szybko skraść moje serce. Wrocław pięknie broni się przed szklanymi budowlami i kwiatkami budownictwa, które nie pasowałyby do klimatu pięknych, starych, odnowionych kamieniczek. Tutaj nawet "Żabka" jest cudownie wkomponowana w przestrzeń. Przestraszył mnie jedynie napis widniejący na drzwiach jednej z kamienic - któremu nie zrobiłam niestety zdjęcia, a na drugi dzień karteczka z informacją zaginęła - "Drodzy mieszkańcy, prosimy nie wyrzucać jedzenia na chodnik, ponieważ w ten sposób dokarmiacie szczury, które będą mieszkać w piwnicach.". Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że była to główna ulica.
          Śmieszną przywarą większości osób z psami we Wrocławiu było to, że kierowali się oni najwyraźniej zasadą - nie Twój pies, nie Twoja kupa, więc nie czepiaj się człowieku, omiń ją i nie narzekaj. Ulice, chodniki i dróżki były z każdej strony przyozdobione odchodami różnej wielkości i trzeba było iść slalomem, żeby w nic nie wdepnąć. Nie zraziło mnie to do spacerów po mieście.
          Mieszkańcy Wrocławia od wczesnych godzin piją - siedzą na ławkach, krzesłach, w parkach, przy Kościołach, rzekach, na stateczkach z pseudo marynarzami (pewnie nie zdają sobie nawet z tego sprawy, że dla osób z Pomorza wyglądają jak dzieci ubrane w te śmieszne stroje marynarskie kupione przy Darze Pomorza). Siedzą i piją - piwo, wódkę, tanie wino, drogie wino i robią drinki w plastikowych kubkach. Inni zaś palą. Wszędzie i bardzo dużo. Przy odrobinie szczęścia można spotkać tu abstynenta nie palącego papierosów, ja takich ludzi nie miałam nawet zamiaru szukać.
          Wrocław mnie zaczarował, jego architektura, uliczki, drogi, muzea, miasto. Jest piękne i całkowicie różne od odwiedzonych przeze mnie do tej pory polskich miast. Można w nim znaleźć odrobinę Berlina, Londynu, czy Rzymu. Spędziłam tu jedynie cztery dni, ale na pewno nie była to moja ostatnia wizyta.

sobota, 7 lutego 2015

Bangkok

       Po dosyć długiej nieobecności nareszcie mam chwilkę, aby opisać wam moją podróż do Bangkoku.
Wszystko zaczęło się 18 stycznia, wyleciałam w niedzielę o godzinie 17 z Polski do Berlina, w Berlinie czekałam na malutkim terminalu w Teglu około 2h na mój kolejny samolot, nie było miejsca żeby się ruszyć. Koło mnie siedziała z jednej strony blond Niemka, która jak tylko usłyszała, że mówię po polsku, obruszyła się i odsunęła, jakbym była trędowata, z drugiej strony siedziała młoda para polaków wyruszająca na podbój Abu Dhabi. Po dwóch godzinach w końcu rozpoczęło się wpuszczanie na pokład samolotu, które trwało kolejne dwie godziny! Wpuszczali bowiem według ustalonej chronologii - najpierw wszyscy pasażerowie A, potem B, C i tak dalej. Niestety nie wszyscy pasażerowie byli na czas, a gdy przedział A nie był zapełniony to przedziały dalsze musiały czekać. Ja miałam ten niefart, że siedziałam w przedziale C, więc nogi mnie bolały od stania, głowa od ciągłych wrzasków i stopa, bo blond Niemka, gdy tylko usłyszała, że zaczynają wpuszczać na pokład samolotu poderwała się gwałtownie z siedzenia taranując przy tym moją stopę i walizkę z komputerem (za to drugie chciałam ją zabić)... Wywołało to ogólną salwę śmiechu, a biedna blondi musiała niestety jeszcze długo czekać - była z pokładu E, ha ha ha.
     Moim kolejnym przystankiem było Abu Dhabi. Planowałam, że podczas lotu pośpię trochę, jednak były to tylko plany. Leciałam samolotem Air Berlin - bardzo szybko rozpoczął się poczęstunek, otworzyłam koc, który dostałam na czas lotu, wyciągnęłam poduszkę z plastikowego opakowania i oglądałam mini przybory toaletowe, które uwielbiam, przy nich czuję się jak olbrzym! Myślałam, że samolot będzie większy, dwupiętrowy co najmniej - no przecież to lot międzykontynentalny! Niestety, jak dla mnie wyglądał jak troszkę większa czarterówka. Jedna toaleta na przedział, przez co były wielkie kolejki, każdy miał swój monitor na siedzeniu przed sobą na którym można było oglądać wybrane filmy - obejrzałam chyba trzy, ale najbardziej podobała mi się "Magia w blasku księżyca" Woodiego Allena. Arcydzieło! Na kolację dostałam wegetariański makaron, pudding, sałatkę, ciastko i coś jeszcze ale chyba nie było zbyt smaczne skoro nie pamiętam co to było. Spałam chyba przez godzinę i nagle byłam już a Abu Dhabi. Tam przeżyłam kulturowy szok...
        Zacznijmy od tego, że według mnie i, myślałam dotychczas, że, według ogólnoświatowych norm, na lotnisku, każdy pracownik, bądź większość z nich powinni mówić po angielsku - nic bardziej mylnego. Ich angielski kończył się na "yes, no, straight, left, right information, there". Sama wśród milionów niezrozumiałych znaczków, po 20 minutach znalazłam mój terminal, mogłam odetchnąć i w końcu spokojnie usiąść. Na lotnisku było darmowe wifi, więc mogłam porozmawiać z mamą, wysłać wiadomość do znajomych, że pomimo ogromnych turbulencji i latania wokół Abu Dhabi przez 1h - wylądowałam, twardo, strasznie i źle, ale wylądowałam i jestem cała, choć przez chwilę już myślałam, że wyląduje, ale w proszku. Kolejnym szokiem była dla mnie wyprawa do toalety. Koło łazienek były dosyć duże świątynie w których odbywały się strasznie głośne modły. To nie było ani trochę dziwne w porównaiu z tym co zobaczyłam później - kobiety myły sobie stopy trzymając je w muszli klozetowej i spłukując wodę - oj. Czekałam w kolejce do toalety dla ludzi z europy, bo cała reszta wyglądała jak po tornadzie... Warto wspomnieć także o stosunku mężczyzn do kobiet w Abu Dhabi. Od samego wejścia na lotnisko dało się odczuć, że przez to, że jestem dziewczyną jestem gorsza. Ich wzrok świdrował mnie w te i z powrotem, najgorsze było dla mnie to, że wyglądałam jak jedna z nich - ciemne włosy, brązowe oczy, różniłam się jedynie kolorem skóry. Kilka razy zostałam dotknięta palcem, potrącona, przesunięta. Nie podobało mi się to. Czułam się jak rzecz. Wokół mnie chodzili bosi mnisi, pozakrywane matrony i ludzie, którzy wyglądali na bezdomnych. Spotkałam się z wieloma opiniami o Abu Dhabi - większość z nich była pochlebna, nie przeczę - miejsce jest piękne, ale ludzie... Wolałabym nie spotkać ich więcej, no ale cóż, czeka mnie jeszcze droga powrotna do Polski przez to piękne miejsce z okropnymi i niegrzecznymi ludźmi.
      Samolot, którym leciałam z Abu Dhabi do Bangkoku wyglądał jakby miał się zaraz rozlecieć... Niby Emirates, taka dobra linia, tyle pochwał o nich słyszałam, a tu - brud, smród, syf. Jedzenie było dobre, ale nie mogłam się uspokoić przez wygląd siedzeń, które sprawiały wrażenie złożonych przez pięciolatka i do tego sklejonych na taśmę... Plusem było jedzenie! Lądowanie było przyjemne - bez stresowe i gładkie, nie tak jak poprzednie. Mimo to gdy wysiadłam z samolotu odetchnęłam z ulgą, ale z trudnością - bo w pierwszym momencie wydawało mi się, że w Bangkoku nie ma powietrza!
    Teraz jest u mnie godzina 11AM, zaraz będę wstawać, ubiorę sie, pójdę do DUSIT ZOO, postaram się wrzucać więcej opisów Bangkoku, bo ostatnio nie miałam czasu i czuję, że bardzo zaniedbałam bloga, ale w końcu się coś dzieje!

:) :)